Że życie ma sens Lyrics. [Zwrotka 1: Z.B.U.K.U.] Oskar miał osiem lat, ojciec wziął go na karate. Wraz z pierwszymi ciosami pokochał pierwszą matę. Wkładał w to ciężką pracę, bo

A gdyby tak przez chwilę pobyć kimś innym? Kim chciałabym być? Swego czasu blog był dla mnie taką darmową psychoterapią. Nie chcąc zarzucać swoich bezdzietnych przyjaciół tematyką ciążową i okołodziecięcą, co tylko mogłam, przelewałam tutaj. Bardzo się cieszyłam, że gromadzę swoje przemyślenia, uczucia i emocje w jednym miejscu, do którego początkowo dostęp miałam tylko ja. Bardzo szybko jednak poczułam potrzebę dzielenia się swoimi doświadczeniami i rozterkami z innymi kobietami, którym te tematy również były bliskie. Moje miejsce stało się otwarte na ich pytania, wątpliwości, a i ja czerpałam z ich wiedzy dla siebie. Później jednak porzuciłam bloga, bo uważałam, że nie mam na niego czasu. Sporadycznie wrzucane wpisy spowodowały, że sporo z Was nie chciało wracać do bloga-widmo i zupełnie się temu nie jednak taki moment w moim życiu, kiedy w końcu przypomniałam sobie, jak bardzo kocham siebie i dla innych. Postanowiłam dać sobie szansę i zacząć pracować nad swoim warsztatem pisarskim. Choć cały czas nie opuszczało mnie wrażenie, że znacznie większy zasób słów posiadałam w podstawówce niż obecnie (w tamtych czasach pochłaniałam kilka książek tygodniowo), na nowo zaczęłam pisać (i czytać). Och, jaka czułam się spełniona! Każdorazowo przelane słowa na klawiaturę sprawiały mi ogromną przyjemność… wróciłam na właściwe ostatnim czasie pokutuje jednak we mnie poczucie, że nigdy nie ma „tego” momentu, kiedy to jestem wyrobiona ze wszystkim w to zaczyna narastać we mnie frustracja. Mam wrażenie, że ilość obowiązków jest niewspółmierna do godzin, jakie liczy doba. Codziennie daję z siebie 100% na każdym polu i czuję się już z tego powodu okropnie wyeksploatowana. Grafik pęka w szwach, kalendarz jest zapisany po brzegi i choć dzięki umiejętności planowania w większości udaje mi się zrealizować zamierzone cele (pamiętając o odpuszczaniu mniej ważnych spraw!) to i tak wieczorem już mówiąc kolokwialnie padam na ryj. Serio. Choćbym chciała, nie jestem w stanie ubrać tego w inne, przyjemniejsze w odbiorze się zastanawiać, czy to co robię ma sens i czy właściwie tak życie powinno nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Jak się ma kredyt hipoteczny na karku i zobowiązanie w postaci dziecka to nie można sobie pozwalać na radykalne posunięcia. A ostatnio tak mi się marzy jakaś zmiana. Nigdy jakoś specjalnie nie przepadałam za monotonią, a ostatnio pomimo kosmicznej różnorodności zadań w ciągu dnia czuję, że się spalam. Że mnie już to wszystko nudzi. Chciałabym więcej niż mam, ale ograniczenia są jakie są i choć staram się dać z siebie czasem nawet i 200% to i tak nie wyrabiam czasowo z obowiązkami ponad działam w kreowaniu swojej marki osobistej, inwestuję w siebie i swój rozwój, bo uważam, że sukces na tym polu miałby ogromny wpływ na mnie ambicjonalnie, a przede wszystkim na jakość życia naszej po długich tygodniach bicia się z myślami, w końcu pozbyłam się złudzeń i zdałam sobie sprawę, że w pewnym momencie organizm mówi STOP. Musiałabym w ogóle nie spać, żeby móc pogodzić pracę na etacie z rozwojem własnego biznesu, przy tym mając czas dla swojej rodziny, a i od czasu do czasu dla samej siebie. Ale to tak cholernie trudne, żeby przekładać tą świadomość na codzienne decyzje! Tak trudno wybierać między zasłużonym odpoczynkiem i zrobieniem czegoś dla siebie, a planami, marzeniami, aspiracjami, samorozwojem… W końcu dojrzałam emocjonalnie do myśli, że by coś osiągnąć, trzeba zapierdalać. Nie ma półśrodków w dążeniu do celu. Albo robisz coś na stówę, albo wcale. Ja na razie nie mam innej możliwości, jak dążyć półśrodkami i to mnie tak szalenie frustruje. A co to za matka-frustratka?Moje życie nie jest piękne jak widoki w Lesbos i kolorowe jak Prosecco pite po nagraniu w Warszawie. Mimo to, mam więcej niż inni i jestem za to wdzięczna jak cholera. Ale czy to moja wina, że chcę od życia więcej? Kto by nie chciał? iMimo to, zdarza mi się zastanawiać, czy moje życie ma sensKiedy telefon z Radia ZET wciąż nie dzwoni i wciąż nie wygrywam gwarantowanych 17 tysięcy ani nawet weekendu w zdaję sobie sprawę, ile kasy w tym miesiącu wydałam na smsy Aleks ma po raz trzeci jelitówkę, a ja nie jestem w stanie mu siedzę w pracy i wciąż gonię swój własny ogon, a pracy wciąż mi nie nasze mieszkanie nigdy nie jest w pełni posprzątane, a Aleks na dokładkę wysypuje paczkę wiórek kokosowych na stół, dywan i gołębie wiją sobie gniazdo na naszym balkonie, K. ich nie eksmituje, wykluwają się młode, które są jeszcze takie zupełnie łyse, wciąż ich nie wyrzucamy, a po jakichś 2 miesiącach musimy wydać kupę kasy na eliminację dwucentymetrowej warstwy kupy na tymże frank wciąż nie spada do poziomu 2 złotych i zdaję sobie sprawę, że kiedyś może nawet kosztować 10, a my jesteśmy jeszcze w jego sidłach przez „kilka” lata nie ma, albo jest tak beznadziejne jak dziś: zero słońca, 32 stopnie, wilgoć i mega duchota. I ta świadomość, że za miesiąc będzie wrzesień, a wraz z nim nadejdzie jakieś 8 miesięcy jesieni, aż do maja, kiedy to ewentualnie zrobi się jako wraz z tą pogodą moje włosy nijak nie chcą mi się ułożyć i żeby nie wyglądać jak pudel, muszę ciągle chodzić w po raz już nie zliczę który muszę powtarzać jak katarynka mojemu mężowi, żeby nie rozrzucał swoich ciuchów po całym mieszkaniu i żeby zasuwał drzwi od komandora, bo kiedyś naprawdę szlag jasny mnie trafi, a mimo następnego dnia i tak przeżywam dzień świstaka.***Na szczęście takie sytuacje nie zdarzą się bardzo często, a czarne myśli dość szybko mnie opuszczają. A co tam kupa na balkonie, co tam kolano Aleksa w moich żebrach, nieważne są wiórki na kanapie – ważne, że mamy siebie, jesteśmy zdrowi i mamy dach nad głową. Powtarzam wtedy sobie, że jeśli o czymś marzę, to mogę to zrobić i zrobię. I tym sposobem o kolejny dzień jestem bliżej swojego wyrzuciłam to z siebie i już mi lepiej. Wy też wyrzućcie. Co Was wkurza najbardziej? Kiedy czujecie się tak maksymalnie najbardziej zrezygnowani, aż tak, że Wam cycki (lub inne części ciała) opadają do samej ziemi? Kiedy Wasze życia tracą sens? Jakie to sytuacje?SPODOBAŁ CI SIĘ TEN WPIS? BĘDZIE MI BARDZO MIŁO, JEŚLI:zostawisz pod nim komentarzpolubisz mój fanpage na Facebooku, tak, żeby być na bieżąco z nowościamizaobserwujesz mój profil na Instagramie

Autor: pytajca (---.neoplus.adsl.tpnet.pl) Data: 2006-04-08 20:33 Jaka misje mamy do wykonania ? Co sadzicie ogolnie o sensie życia ? Czekam na Wasze wypowiedzi . pozdrawiam . z Bogiem Rodzina! Okazuje się, że Twojemu życiu największy sens nadaje rodzina! Bez niej Twe życie już nie byłoby aż tak wartościowe! Popierasz ten wynik, a może nie? Podziel się nim w komentarzu! Moje życie wogóle nie ma sensu Odpowiedz1 𝚁𝚘𝚍𝚣𝚒𝚗𝚊 𝙲𝚊ł𝚊 𝚙𝚛𝚊𝚠𝚍𝚊 𝙵𝚊𝚓𝚗𝚢 𝚚𝚞𝚒𝚣 Odpowiedz1 Rodzina! Życzę SG Odpowiedz2 Zainteresowania!Okazuje się, że Twojemu życiu największy sens nadają zainteresowania! Bez nich Twe życie już nie byłoby aż tak wartościowe! Popierasz ten wynik, a może nie? Podziel się nim w komentarzu!Myślę, że tak💞 Cudny quiz kochana!🥺🤍💦 Odpowiedz2 Rodzina! Super quiz :) Odpowiedz1 Zainteresowania!Zdecydowanie się zgadzam. Nic więcej do powiedzenia nie chyba że to, iż zaaarąbisty quiz 🖤🤗 Odpowiedz1 Zobacz 39 odpowiedzi na pytanie: Czy myślicie , że wasze życie ma sens ? Pytania . Wszystkie pytania; Sondy&Ankiety; Kategorie . Szkoła - zapytaj eksperta (1779)

Jeśli komuś zależy na tym, by nie usłyszeć od rodzonego dziecka słów rozpaczy, że jego życie nie ma żadnego sensu, trzeba samemu sensownie żyć. Ja się na świat nie prosiłem! Nie musiałaś mnie rodzić! Moje życie nie ma żadnego sensu!”. Rodzice przeważnie wyczuwają, kiedy te ciężko raniące słowa ich nastoletni syn czy córka wypowiadają pod wpływem chwilowej emocji, a kiedy tylko po to, żeby ich wypróbować. Ale jak ojciec czy matka mają reagować, kiedy widzą, że ich dziecko wypowiada je z głębi autentycznej rozpaczy? Dobrze jeszcze, jeśli syn czy córka pozwolą się przytulić albo jeśli można im powiedzieć, że „są to słowa bardzo niesprawiedliwe i zadają mi ból”, albo że „ty przecież wiesz, jak bardzo cię kocham”. Ale jeśli dziecko zamknie się w sobie? Co wtedy robić? Na pewno nie wolno się poddawać. Wydaje się, że miłość do dziecka powinna wtedy, nie tracąc nic ze swojej realności, starać się o jakąś niewidzialność. Na pewno trzeba się wtedy modlić za swoje dziecko jeszcze więcej niż zwykle – i chyba lepiej, żeby ono o tym nie wiedziało. Na pewno też trzeba czuwać – jeśli nie można inaczej, to z daleka – aby w każdej chwili podać mu rękę. Teraz jednak zastanówmy się nad tym, co możemy zrobić – i czy w ogóle coś możemy zrobić – ażeby dzieci nie dopadło aż tak głębokie zwątpienie w sens życia. Tajemnica pewnej bezradności Czuję się bezradny, kiedy ktoś, kto zwątpił w sens swojego życia albo w sens życia w ogóle, oczekuje ode mnie, że go będę o tym sensie zapewniał. Jest to tyle warte, co rzucanie grochem o ścianę albo obsiewanie skały – przecież z góry wiadomo, że ani grochem ściany nie przebijesz, ani ziarno na skale nie urośnie. Skąd się bierze ta bezradność, skoro sam bardzo jednoznacznie doświadczam sensu życia, co więcej, wielokrotnie przekonałem się, że w rozmowach na temat sensu życia z ludźmi, którym wspomniane zwątpienie jest raczej obce – podawane przeze mnie argumenty zazwyczaj trafiają im do przekonania, a nieraz przytaczają oni argumenty jeszcze bardziej przekonujące? Dlaczego tak trudno przekonać o sensie życia kogoś, kto już zaczął w ten sens wątpić? Wiele zrozumiałem dzięki rozmowie z pewnym siedemnastolatkiem. Twierdził, że świat stoi na egoizmie, a mówienie o bezinteresowności jest obłudą i mydleniem oczu ludziom naiwnym. Chciał, żebym mu udowodnił, że nie ma racji i że niekiedy jednak ludzie bywają naprawdę bezinteresowni. On jednak z góry „wiedział”, że tego udowodnić nie potrafię, bo – jego zdaniem – przekonanie o istnieniu bezinteresowności jest takim samym przesądem, jak wiara w istnienie krasnoludków. Ja, naiwny, podjąłem wezwanie. Osiągnąłem jednak coś odwrotnego, niż chciałem. Kolejne moje argumenty coraz bardziej utwierdzały go w przekonaniu, że ma rację. W końcu sięgnąłem po argument, wydawało mi się, rozstrzygający. „Nie zaprzeczysz chyba – powiedziałem – że miłość matki do dziecka jest prawie zawsze bezinteresowna”. Nie zapomnę tego zwycięskiego błysku, który pojawił się wówczas w jego oczach. „Miłość mamusi? Niech ksiądz nie żartuje! Przecież to żadna bezinteresowność, tylko skutek zwyczajnego działania hormonów!”. Wtedy chyba sam Duch Święty mnie oświecił i powiedziałem mu tak: „Może i masz rację, ale jedno wiem na pewno – że jeżeli ty sam będziesz próbował postępować w sposób bezinteresowny, to o dwóch rzeczach się przekonasz w sposób ewidentny. Po pierwsze, że naprawdę można być bezinteresownym, i po drugie, że masz bardzo dużo racji, podejrzewając, że nasza bezinteresowność jest naznaczona różnymi niedoskonałościami”. Wydaje się, że właśnie tutaj leży tajemnica naszej bezradności i nieskuteczności, ilekroć chcemy samych siebie albo kogoś wątpiącego przekonywać do prawd w życiu najbardziej podstawowych. Owszem, wobec tych prawd argumenty są bardzo ważne, jednak doświadczenie jest zdecydowanie wcześniejsze i ważniejsze niż argumenty. Bo żeby uwierzyć w bezinteresowność, najpierw trzeba samemu doświadczyć tego, co to znaczy być bezinteresownym. Podobnie, ażeby przekonać się, że życie ma sens, przedtem trzeba samemu próbować żyć sensownie. Podobnie ktoś może uznać, że przedstawione mu dowody na istnienie Boga dają mu stuprocentową pewność, a mimo to może on w Boga nie uwierzyć – bo jak może wierzyć w Boga człowiek, który w ogóle nie wie, co to znaczy spotykać się z Nim w modlitwie, ani nie zauważa Jego obecności i pomocy w różnych okolicznościach swojego życia? Trudno też o porozumienie między ludźmi, z których jeden widzi w cierpieniu i spotykających nas niesprawiedliwościach jedynie absurd i skandal, drugi zaś stara się na swoje i cudze cierpienia reagować, choćby nawet nieudolnie, w duchu miłości. Dlaczego dzisiaj tyle zwątpienia w sens życia? Zwątpienie w sens życia nie musi odbierać ludziom ani nawet społeczeństwom dobrego samopoczucia. Kiedy przed kilku laty Benedykt XVI przyjeżdżał z duszpasterską wizytą do Francji, pewien wybitny dziennikarz w następujących słowach wyjaśniał, dlaczego większość Francuzów w ogóle nie zamierza słuchać tego, co papież chciałby im powiedzieć: „W kraju takim jak Francja większość rodzin jest zadowolona ze swego życia. Życie seksualne jednostek, bardziej urozmaicone, daje w rezultacie całkiem zadowalający współczynnik płodności – dwoje dzieci na jedną kobietę. Liczba zabójstw nie rośnie. Instynkt życiowy przetrwał, a życie w obecnych czasach – choć pozbawione sensu – może być interesujące. Do czasu przynajmniej, gdy – w obliczu braku ubezpieczenia metafizycznego – zostanie nam system ubezpieczeń społecznych, który pozwoli korzystać w sposób rozsądny z naszego życia pozbawionego sensu”. Znamienne, że ów dziennikarz w ogóle się nie zastanawiał nad tym, czy to „rozsądne korzystanie z życia pozbawionego sensu” nie przyczynia się do kryzysu życia rodzinnego, nie sprzyja szerzeniu się narkomanii, nie wpływa na wzrost liczby samobójstw, nie zwiększa liczby pacjentów w szpitalach psychiatrycznych. Bo być może miał rację ks. Józef Tischner, kiedy pisał, że zwątpienie w sens życia wpędza ludzi w „noc, w której wszystko jest ogarnięte szyderstwem. Szyderstwo nie ma tu charakteru estetycznego, lecz metafizyczny. Poprzez szyderstwo ma się okazać prawdziwa zasada bytu: byt jest oparty na bezsensie. Bezsens istnienia na tym polega, iż dobro musi zginąć w potyczce ze złem. A nawet więcej: dobro istnieje tylko po to, by być żertwą dla zła. Naiwni ludzie ulegają pokusom, myśląc, że mogą swym poświęceniem coś przeciwko temu zaradzić”. Jeśli komuś naprawdę zależy na tym, by nie usłyszeć od rodzonego dziecka słów rozpaczy, że jego życie nie ma żadnego sensu i że ono na świat się nie prosiło, musi stać się takim naiwniakiem, jak to opisał ks. Tischner. Musimy sami żyć sensownie, musimy dbać o to, żeby nasze życie miało możliwie jak najwięcej sensu. Bo tylko tak żyjąc, możemy składać autentyczne i skuteczne świadectwo, że życie naprawdę ma sens. • Jacek Salij – ur. 1942, dominikanin, duszpasterz, profesor teologii UKSW, autor wielu książek i artykułów, mieszka w Warszawie.

Kosmolog i profesor fizyki na California Institute of Technology Sean Carroll twierdzi, że życie pośmiertne jest naukowo niemożliwe, co potwierdzają to znane nam prawa fizyki. Odniósł się do teorii, że dusza lub jakaś forma świadomości po śmierci opuszcza ciało i przenosi się w inne miejsce. Wyjaśnił, że prawa fizyki nie
Czy życie ma dla ciebie sens? Teraz da się ustalić szybciej niż dotychczas. Okazuje się, że w najbardziej popularnym teście psychologicznym do pomiaru sensu życia, zamiast 20 pytań, czasami wystarczy zadać zaledwie 6 - ustalili badacze z katowickiego wydziału Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. Jak poinformowano na stronie SWPS, badacze przeprowadzili analizę psychometryczną Test Sensu Życia ("Purpose in Life Test", PIL) - najczęściej stosowanego w badaniach narzędzia do pomiaru natężenia poczucia sensu życia. Podjęli też próbę oceny jego zastosowania w badaniach psychologii pozytywnej nad mechanizmami dobrego życia. PIL określa subiektywny stan psychiczny konkretnej osoby związany z odczuwaniem podmiotowej satysfakcji z życia. Jego część ilościowa składa się z 20 pozycji, które, zgodnie z tradycyjną teoretyczną interpretacją, dotyczą siedmiu kategorii symptomów, takich jak: cele życia, sens życia, afirmacja życia, ocena siebie, ocena własnego życia, wolność i odpowiedzialność oraz stosunek do śmierci i samobójstwa. - Podejmując badania chcieliśmy sprawdzić, czy Test Sensu Życia może być konkurencyjny wobec współczesnych miar sensu życia zarówno ze względu na walory psychometryczne, jak i wyjaśnianie mechanizmów dobrego życia - wyjaśnia dr Maciej Januszek, psycholog i współautor badania z katowickiego wydziału SWPS. - Po przeprowadzeniu analiz statystycznych uzyskaliśmy wersję narzędzia zawierającą 6 zamiast 20 pozycji, które wchodzą w skład jednej kategorii symptomów odpornej na wiek, płeć i wykształcenie badanych. Zadaliśmy sobie pytanie, co mierzy to narzędzie po redukcji pozycji testowych i, czy wersja 6-pytaniowa może spełnić swoje zadania w praktyce klinicznej. Jak wyjaśniono w komunikacie SWPS, wersja Testu Sensu Życia składająca się z 6 zamiast 20 pytań może służyć do oceny zmiany poczucia sensu życia w terapii, czyli do mierzenia efektów oddziaływań terapeutycznych niezależnie od ustąpienia objawów depresji i lęku. Poza tym może być przydatna do badania osób starszych, dla których wypełnienie pełnej wersji testu jest problematyczne. W teście, na drodze analiz usunięto pozycje z kategorii dotyczących śmierci i samobójstwa, odpowiedzialności za podjęte działania oraz oceny siebie. Wykluczone zostały także pozycje o charakterze afektywnym. Naukowcy wykazali, że dzięki takim zmianom, pomiar poczucia sensu życia nie ma związku z lękiem i objawami somatycznymi depresji (np. zaburzeniami snu czy utratą wagi). SWPS zaznacza, że skrócona wersja Testu Sensu Życia jest konkurencyjna wobec bardziej współczesnych miar tego konstruktu. - Poszukiwanie sensu życia traktowane jest w psychologii pozytywnej jako wskaźnik dobrostanu czy specyficzna postać szczęścia. Takie rozumienie sensu życia stanowi uzupełnienie podejścia klinicznego, koncentrującego się na sytuacjach trudnych czy nawet ekstremalnych i ich konsekwencjach w postaci zaburzeń psychicznych - tłumaczy koordynator badania, dr Jolanta Życińska, psycholog z katowickiego wydziału SWPS. Test Sensu Życia Crumbaugha i Maholicka, który powstał w latach 60. ubiegłego wieku głównie na potrzeby praktyki klinicznej, jest jednym z najstarszych i najczęściej wykorzystywanych narzędzi do pomiaru poczucia sensu życia. Ze względu na coraz większe zainteresowanie psychologii pozytywnej zagadnieniem sensu życia, narzędzie to cieszy się rosnącą popularnością w badaniach empirycznych. Tworzymy dla Ciebie Tu możesz nas wesprzeć. Dlaczego moje życie nie ma sensu : ( ? Nie mam znajomych nawet kolegów i koleżanek nikt mnie nie lubi wszyscy mnie unikają . Tata się ze mnie śmieje a mama nie widzi mojich problemów myśli że martwie się byle czym . W szkole wszyscy mnie nie lubili i upokarzali teraz ide do nowej szkoły i zapewnie będzie jeszcze gorzej niż w
Cóż bardziej jałowego niż pytanie o sens życia? Brzmi patetycznie, a nawet infantylnie. Dorośli unikają takiej frazeologii, jedynie młodzież czasami na nią się jeszcze nabiera. Tylko właściwie dlaczego pytanie o sens życia wzbudza zażenowanie? Sądzę, że jest kilka powodów, dla których mamy trudności z otwartym mówieniem o tym, po co właściwie się żyje i jak należałoby żyć, żeby „to wszystko” miało sens i wartość, pomimo że tak czy inaczej kończy się w grobie. Po pierwsze, zdajemy sobie sprawę z tego, że życie jest na tyle złożone i trudne, iż żadne sentencje i dobre rady nie mogą się z nim naprawdę zmierzyć. Są na to zbyt zdawkowe, zbyt lekkie, zbyt łatwe. Nie darmo mówimy „łatwo ci powiedzieć”. Poradniki dobrego życia zapełniające księgarnie traktowane są przez większość z nas z dużą rezerwą. Po drugie, dość mamy już wszelkich kazań, również kazań o tym, jak należy żyć. Żyjąc w wolnym, liberalnym świecie, nie dajemy nikomu prawa do pouczania nas w sprawach prywatnych. A cóż bardziej prywatnego od naszego życia? Pewnie właśnie dlatego stosunkowo dobrze znosimy jeszcze rady nakłaniające nas, wzorem starożytnych hedonistów, do powściągania zachłanności i ambicji oraz oddawania się umiarkowanym przyjemnościom, którymi należy się bez pośpiechu (z „uważnością”) delektować. Taka filozofia życiowa dobrze komponuje się przecież z naszym poczuciem osobistej wolności i charakterystycznym dla tych czasów przesunięciem aspiracji życiowych ze sfery publicznej i zawodowej do sfery prywatnej i rodzinnej. Indywidualizm sprzyja skupieniu na własnym komforcie i osobistym szczęściu. Jeszcze niedawno „małe szczęście” uchodziło za filisterski oportunizm, egoizm i mierność, a dziś prawie nikt się ich nie wstydzi. Poświęcanie życia dla wielkich idei okazało się bowiem moralnie dwuznaczne – różne bowiem te idee są… Nieco paradoksalnie trzeci znany mi powód, dla którego nie rozmawiamy przy stole o sensie życia, jest przeciwieństwem pierwszego. Otóż – z małymi wyjątkami – panuje powszechna zgoda w kwestiach wywołanych przez pojęcie sensu życia. Mamy wprawdzie kilka konkurencyjnych poniekąd koncepcji dobrego życia, lecz współistnieją one w kulturze już od tak dawna, że stworzyły symbiotyczny układ, dany nam jako krajobraz szacownych i nudnych truizmów, których nie sposób traktować całkiem poważnie. Inaczej mówiąc, od tak dawna już wiadomo, na czym polega sens życia, że niczego nowego już się w tej materii nie spodziewamy. Jeśli jednak mamy – mimo wszystko – potraktować pytanie o sens życia z całą powagą, to nie wolno nam odmówić względnie poważnego potraktowania powszechnie znanych truizmów. Dlatego najpierw postaram się je syntetycznie zaprezentować, by następnie wskazać na pewne napięcia i dysonanse, jakie występują pomiędzy ideałami i normami dobrego życia, by w końcu sformułować jakieś wnioski – przynajmniej na własny użytek. • Zanim jednak przejdziemy do greckich mędrców, którzy ukształtowali nasze pojęcia o życiu, trzeba zwrócić uwagę na kilka kwestii, których wyjaśnienie pozwoli uniknąć typowych dla zagadnienia sensu życia nieporozumień. Otóż zwrot „sens życia” jest w użyciu raczej od niedawna. Zanim pojawili się w XIX w. romantycy i romantyczni dekadenci nurzający się w depresji i histerii, nikt nie pytał o sens życia jako takiego. To, że warto żyć, było dla naszych przodków poza dyskusją. Może dopiero Blaise Pascal w XVII w. miał w tym względzie pewne wątpliwości, z których zresztą wyleczyła go religia. Podobnie było z Sørenem Kierkegaardem w XIX w. oraz wieloma autorami nurtu egzystencjalnego w wieku XX. Zaczynali od pesymizmu, by w końcu dojść do wniosku, że istnienie dobrego Boga gwarantuje, iż warto było się urodzić, żyć i umrzeć. Wniosek ten nie rozmija się z przekonaniem wielu Greków i chrześcijan, że śmierć ciała nie jest końcem życia człowieka, lecz początkiem nowego, wiecznego życia. Bywali jednakże również tacy pesymiści, którzy nie wierzyli w osobowego Boga. Jeśli coś powstrzymywało ich od ostatecznej rozpaczy i samobójstwa, to wiara w możliwość wycofania się z szaleństw życia w jakiś stan zupełnego ukojenia, w którym niczego się już nie czuje i nie pragnie, gdyż dusza jednoczy się z kosmiczną duchowością i rozpuszcza się w niej. Tego rodzaju przekonania są bardzo popularne w systemach religijno-filozoficznych Indii i prawdopodobnie stamtąd przeniknęły na Zachód. Pojawiły się najpierw u stoików, potem u neoplatoników, by wreszcie znaleźć dla siebie w miarę bezpieczne schronienie w mistycyzmie żydowskim, chrześcijańskim i muzułmańskim. Później, w XIX w., hołdował im Arthur Schopenhauer, a i dzisiaj całe rzesze poszukiwaczy wyższej duchowości, zafascynowanych Orientem, pragną nirwany, jogi albo mokszy, czyli takiego właśnie szlachetnego „zaniku”, w którym niczego już się nie czuje i niczego nie jest się świadomym. Mimo że dawni myśliciele pozostawili nam gotowe metody uśmierzania lęków egzystencjalnych i leczenia chandry, bardziej na serio sensem życia zajmujemy się od czasu, gdy zaczęto go kwestionować. Tym samym jest on problemem na wskroś nowoczesnym – choć koncepcje dobrego życia prawie zawsze mają rodowód starożytny. Nie dałoby się go postawić w czasach, gdy indywidualne, osobiste życie człowieka nie było jeszcze przedmiotem poważnego namysłu, bo mało kto w ogóle czuł się oddzieloną od świata, zdaną na siebie jednostką, czyli człowiekiem w nowoczesnym znaczeniu tego słowa. Dopiero epoka liberalna odkryła, a może wręcz stworzyła jednostkę – wolną i ponoszącą odpowiedzialność za swoje życie, świadomie przeżywającą i kształtującą swoją niepowtarzalną, prywatną biografię – dając jej pierwszeństwo przed wspólnotą. A że jednostce wyobcowanej z organicznej jedności „ciała społecznego” zwykle jest źle, sprawa sensu całego tego życia stała się realnym problemem, a nawet problemem zupełnie podstawowym – jak u egzystencjalistów. Mimo niedawnej proweniencji kwestii sensu życia należy ją traktować jako tradycyjny problem filozoficzny, sformułowany w starożytności. Nie tylko dlatego, że antyczni filozofowie jakoś, przynajmniej marginalnie, go dostrzegali. Zasadniczy powód jest taki, że bardzo intensywnie zajmowali się zagadnieniem pokrewnym, a mianowicie kwestią dobrego życia. Zachodzi bowiem oczywista zależność pomiędzy pytaniem o sens, czyli sensowność życia, a pytaniem o właściwe i dobrze przeżywane życie. Wprawdzie problemy te nie są ze sobą tożsame, lecz zachodzą na siebie. Jeśli przyjąć, że przynajmniej czasami życie człowieka ma jakiś sens, to przecież właśnie wtedy, gdy jest dobrze, sensownie, a więc nie byle jak przeżyte. Kto by więc poznał odpowiedź na pytanie, jak należy żyć dobrze, ten jednocześnie dowie się, że życie ludzkie ma sens i jaki ten sens jest. Można wszelako być takim sceptykiem i abnegatem, że nawet najlepsze i najpiękniejsze życie uważa się za niewarte życia, a wszystkie wielkie ideały, dla których przodkowie żyli i umierali, ma się za nic. Jednak na zupełną abnegację i wszechogarniające poczucie bezsensu i bezwartościowości życia filozofia nie ma lekarstwa. Depresji nie leczy się filozofią. Jak już mówiliśmy, odpowiedzi na pytanie o sens życia układają się w pewną konstelację ideałów i dobrych rad, które nie są może całkiem ze sobą spójne. Nie będziemy jednak sztucznie oddzielać kwestii sensu życia od pytania o dobre życie, czyli pytania „jak żyć?”. • Otóż począwszy od Sokratesa, jeśli nawet nie Pitagorasa, odpowiedź na pytanie o to, jak żyć, jest jedna: żyć cnotliwie! Zdobycie cnoty byłoby więc starożytnym (i średniowiecznym) sensem i celem życia. Przynajmniej tego doczesnego – jednak i w zaświaty droga przez cnotę prowadzi pewniejsza. Trzeba jednakże pamiętać, że pojęcie cnoty od początku było dwojakie. W węższym znaczeniu cnota to ukształtowana przez wychowanie zaleta charakteru, polegająca na zdolności do dobrego postępowania w jakiejś dziedzinie życia, na przykład w życiu rodzinnym albo w życiu publicznym, w świątyni albo na polu bitwy. Cnoty moralne dzielono (począwszy od Platona) na trzy kategorie. Najbardziej podstawowe są te związane z ciałem i jego instynktami. Kto łatwo się syci, nie przejadając się, łatwo się wysypia, nie popadając w gnuśność, niewiele wypija alkoholu, by czuć się przyjemnie, a potem już pić przestaje – ten posiada cnotę umiarkowania. Dalej szły cnoty związane z pokonywaniem trudności i znoszeniem cierpień. Takie zalety, jak cierpliwość, konsekwencja czy odwaga, podpadały pod ogólną kategorię męstwa. Natomiast zalety o bardziej intelektualnym charakterze, takie jak rozumienie rzeczywistości (mądrość), wiedza, zdolność do skupienia uwagi na tym, co się czyni lub uczynić zamierza, to ogólnie mówiąc umiejętność kierowania się rozumem w działaniu, czyli roztropność. Kto zaś ma i umiarkowanie, i męstwo, i roztropność, ten (raczej nie „ta”, bo kobiety pomijano, oczekując od nich co najwyżej „skromności”, wierności i pracowitości) jest sprawiedliwy, czyli cnotliwy „w ogóle”, integralnie. I właśnie ta ogólna czy integralna cnotliwość to cnota w tym drugim, a zarazem bardziej fundamentalnym znaczeniu. Poszczególne cnoty są bowiem tylko składnikami, a raczej aspektami cnoty jako takiej. A że cnota jest celem i powołaniem człowieka jako istoty rozumnej, to jest równoznaczna z człowieczeństwem, czyli rozumnością, i jako taka jest dla niego największym pożytkiem i źródłem szczęścia. Nic bowiem nie ma człowiek lepszego i wartościowszego niż on sam i jego życie. Kto uczyni z siebie kogoś najlepszego, jak to możliwe, ten osiągnie największe dostępne mu dobro. Prawdziwym powołaniem człowieka jest stać się możliwie najlepszym, a więc ucieleśnić w sobie ideał człowieczeństwa. A ideał ten skoncentrowany był na rozumie – człowiek posiadający cnotę to człowiek w pełni rozumny. Będąc prawdziwie mądrym, człowiek staje się też sprawiedliwy i szczęśliwy. Ten stan doskonałości i harmonii myślenia i działania, który prowadzi człowieka na wyżyny jego możliwości, Arystoteles nazywał eudajmonią (dobrym duchem). Dlatego etyka i antropologia, która nakazuje człowiekowi nieustanne samodoskonalenie, tak aby mógł w pełni urzeczywistnić możliwości tkwiące w ludzkiej naturze, nazywa się eudajmonizmem. Z nielicznymi wyjątkami, niemal wszystkie prenowoczesne doktryny filozofii człowieka – i to zarówno na Zachodzie, jak na Wschodzie – należą do tej kategorii. Nawet hedoniści namawiali swoich współczesnych, aby doskonalili się w zdolności do przeżywania przyjemności, a cnotę zachwalali dlatego, że uważali ją za przyjemną i do przyjemności prowadzącą. W epoce liberalnej, która wciąż jeszcze trwa, eudajmonizm stracił na popularności, niemniej wciąż wielu z nas wierzy, że sensem życia jest samorealizacja, czyli spełnianie się w tym, co jest dla nas ważne i wartościowe. Nie jest to jednak żadna nowa wersja arystotelizmu, lecz takie jego przetworzenie, które stało się niemalże jego odwrotnością. Rzeczą podstawową dla zrozumienia eudajmonizmu jest dostrzeżenie zasadniczej różnicy pomiędzy przednowoczesnym rozumieniem człowieka a takim jego pojmowaniem, jakie ukształtowało się w dobie humanizmu i oświecenia. Otóż do wieku XVIII, a na dobrą sprawę do wieku XX, gdy demokracja i rynek przeniknęły i opanowały niemalże całe życie społeczne, dla każdego było oczywiste i niepodlegające dyskusji, że jest istotą słabą i niedoskonałą („grzeszną”), wobec czego powinien się zmienić w kogoś lepszego, doskonalszego. I o to właśnie chodzi w eudajmonizmie: stań się kim lepszym, niż jesteś teraz! Swoją drogą, różnie tę doskonałość pojmowano. W najsilniejszej tradycji antyku, obejmującej platonizm, arystotelizm i stoicyzm, najwyższym powołaniem i spełnieniem mężczyzny było stać się filozofem (tzw. vita contemplativa), a jeśli już nie filozofem, to przynajmniej politykiem (vita activa). W grę mogła wchodzić jeszcze służba Bogu (bogom). Nowoczesność, z jej indywidualizmem i apoteozą człowieka, zmieniła wszystko. Człowiek nowoczesny jest afirmowany takim, jaki jest. Jest już w punkcie wyjścia wystarczająco dobry. W przeciwnym razie nie mógłby uchodzić we własnych oczach za równego innym ludziom. Dlatego zamiast przezwyciężać siebie i stawać się kimś innym (bo lepszym), ma właśnie być sobą, być i pozostawać tym, kim jest, afirmować samego siebie i właśnie dlatego dbać o swój rozwój albo samorealizację, czyli o rozwinięcie swoich talentów i predyspozycji oraz zrealizowanie swoich marzeń. • Zarozumialstwo nowoczesnego, demokratycznego człowieka byłoby z pewnością czymś odstręczającym dla antycznych Greków, choć przecież prawdziwemu eudajmonizmowi nie brakuje arystokratycznych rysów. Chcieć być „doskonałym człowiekiem” to projekt nieco pyszałkowaty, jakkolwiek w inny sposób niż w przypadku zadowolonego z siebie obywatela demokratyczno-konsumpcyjnej „kosmopolis”. Prawdziwa przepaść dzieli nas jednakże nie od antyku, lecz od średniowiecza. Średniowieczny eudajmonizm chrześcijański miał bowiem zupełnie inną postać niż świecka w gruncie rzeczy etyka arystotelesowska czy nawet stoicka. W antropologii chrześcijańskiej przezwyciężanie siebie i moralne doskonalenie jak najbardziej pozostają sensem i celem życia, niemniej jednak czymś innym jest teraz cnota i doskonałość. Cnoty antyku pozostają w mocy, lecz górują nad nimi cnoty nowe, cnoty natury teologicznej, związane z relacją między człowiekiem i Bogiem. Są nimi wiara, umiłowanie Boga i nadzieja zbawienia. Szczęście człowieka nie leży już w jego mocy, lecz jest sprawą łaski danej (lub nie) od Boga. I nie na ziemi prawdziwe szczęście jest możliwe, lecz dopiero w niebie, a więc po śmierci. Idea nieśmiertelności duszy i wizje pośmiertnego szczęścia są znacznie starsze niż chrześcijaństwo, niemniej to dopiero religia chrześcijańska postawiła sprawę na ostrzu noża – zupełna śmierć odbierałaby sens i wartość ludzkiemu życiu. Sama w sobie byłaby ona ostatecznym i beznadziejnym dramatem, zniweczeniem wszystkiego co dobre i wartościowe w życiu. Dlatego Bóg nie zabija człowieka i daje mu żywot wieczny. Wierzący modlą się, aby ten wieczny żywot trwał w stanie zbawczym, a więc w stanie uszczęśliwiającej wizji Boga oraz komunii (obcowania) z innymi wiernymi. Jest to zmiana radykalna. W antyku bowiem, i to nie tylko na Zachodzie, uważano lęk przed śmiercią za głęboko wstydliwy i nieracjonalny, natomiast otwartość na własną śmierć postrzegano jako dowód dojrzałości i prawości życia. Kto bowiem żyje szlachetnie, ten ma już wartościowe życie zawsze za sobą i nie musi czekać, aż wreszcie przydarzy mu się szczęście. Dlatego mądry człowiek może zawsze umrzeć, pozostawiając swe życie, nawet krótkie, w stanie integralnym, niczym zamknięta księga. Rzecz jasna, myśl ta nie była obca również pisarzom chrześcijańskim, ale w centrum chrześcijańskiej doktryny stoi prawda o zmartwychwstaniu – śmierć jest tylko bramą nowego życia, w nowym ciele, które już nigdy nie obumrze. Gdyby spytać średniowiecznego uczonego mnicha o sens życia, to nie wiedziałby dokładnie, o co chodzi, lecz na wszelki wypadek przypomniałby, że obowiązkiem człowieka jest modlitwa, praca i bojaźń boża, a ziemskie cierpienia i trudy być może Bóg zechce mu wynagrodzić, i to z nawiązką, na tamtym świecie. Życie doczesne bowiem to tylko przygotowanie do życia wiecznego. Dopiero począwszy od XV w., kiedy we Włoszech i Francji rodził się humanizm, zaczęło ludziom świtać, że może warto jednak żyć tu i teraz i że aktualne formy życia być może wcale nie są najdoskonalsze z możliwych. Tak narodziła się nowoczesność – epoka nieustających zmian i ulepszeń, zwanych postępem lub rozwojem. Już w XVIII w. dla ludzi wykształconych stało się jasne, że wartość ludzkiego życia nie zamyka się w odtwarzaniu wciąż tych samych jego form i schematów, lecz wymaga wychodzenia poza nie ku czemuś nowemu. Życiowe spełnienie zaczęło się kojarzyć z tworzeniem rzeczy nowych i z osobistym sukcesem. Zarabianie pieniędzy, zakładanie przedsiębiorstw, wynalazki, sztuka, zdobywanie sławy – wszystko to nagle zyskało rangę uznanych form szczęścia, nie gorszych, a nawet być może lepszych od mnisiej ascezy i pobożności oraz uczoności filozofów. Ludzkie szczęście zaczęło nabierać kolorów przyjemności. Tym samym zaś życie otrzymało nowy sens, któremu na imię sukces. I w zasadzie tak już jest do dziś – komu się w życiu dobrze powodzi, to znaczy jest zdrów, ma wartościowe zajęcie, przyjaciół, udaną rodzinę i pieniądze, temu „już nic więcej do szczęścia nie potrzeba”, a tym samym problem sensu jego życia jest rozwiązany. Po cóż bowiem człek szczęśliwy miałby się kłopotać sensem swego życia? Wszak życie jest dobre, jakie jest, i sensem jego jest to właśnie, że jest dobre. Ambicja jest godna pochwały, byle zachować w niej umiar. Dobrze jest też poprzestać na małym i cieszyć się tym, co się ma, unikając frustracji. Kto by miał mimo wszystko większe wymagania, nie zadowalając się zdrowiem i powodzeniem w życiu, to może zostać estetą rozkoszującym się pięknem i wzniosłością dzieł kultury i natury, a jeśli i tego byłoby mało, to w odwodach są jeszcze rozmaite religie i „transcendencja”. Szczeble na drodze do pełnego „uduchowienia” wskazał człowiekowi nowoczesnemu Kierkegaard, jak przed wiekami na użytek Greków uczynił to Platon w „Uczcie”: od radości życia, poprzez moralne zaangażowanie, aż po kontemplację najwyższego Dobra. Najważniejsze, by nie popadać w jałową abnegację i rozpacz. Smutek zawsze uważano za grzech – tu się nic nie zmieniło. • Za to w kwestii samodoskonalenia i cnót odeszliśmy daleko od tradycji. Któż dzisiaj na serio ubiegałby się o cnotę i w cnocie widział sens swego życia i swoje szczęście najwyższe? Dziś wystarczy być przyzwoitym i wrażliwym, a więc kimś, kogo nazywamy dobrym człowiekiem. Kto takim jest, niechaj jeszcze zazna trochę radości i miłości w życiu, a nabierze przekonania, że warto się było urodzić. Bo choć ostatecznie „wszystko to marność”, to jednak „co przeżyliśmy, to nasze” i choć wszystko ma swój kres, to warto żyć! Taki jest popularny pogląd. Upowszechnił się i utrwalił w XX w., a i dziś większość z nas zadowala tego rodzaju życiowy realizm. Dawniej jednakże ludzie tak nie myśleli. Osobiste szczęście i aspiracje na miarę skromnego zjadacza chleba nie mogły na poważnie uchodzić za odpowiedź na zasadniczy problem metafizyczny, jaki stawia przed nami ludzki los. Istnieje jednak taka idea, która przetrwała wszystkie epoki i zadomowiła się także w naszych umysłach. Jest nią powiązanie wartości ludzkiego życia i szczęścia człowieka z czymś, co od zawsze nazywano harmonią z naturą. Trzeba jednakże wiedzieć, że ten stary stoicki koncept zawiera w sobie osobliwą dwuznaczność. Żyć w zgodzie z naturą znaczy bowiem z jednej strony akceptować świat, a zwłaszcza prawa rządzące kosmosem i przyrodą, nie starając się ich zmienić, a z drugiej akceptować naturę ludzką i słuchać jej praw. Natura jest przeto zewnętrzna i wewnętrzna. Dziś – pod wpływem filozofii orientalnej – najczęściej rozumie się przez harmonię z naturą po prostu zażyłość z przyrodą, jednak głębsze zrozumienie idei buddyzmu czy jogi, będące udziałem znacznej liczby wykształconych mieszkańców Zachodu, sprawiło, że również „wsłuchanie w siebie”, poznawanie własnego umysłu i ciała stało się na powrót żywą ideą. Warto bowiem zauważyć, że najstarsza znana sentencja filozoficzna brzmi właśnie „poznaj samego siebie”. Wszystko to jest tyleż oswojone i przyswojone, co niespójne. Lista sentencji i klisz na temat sensu życia i szczęścia jest znana i nic już do niej od dawna nie dopisujemy. Sensem życia jest zarówno subiektywna intensywność bycia, kontemplacja, uduchowienie, jak i „pełnia życia”, wyrażająca się w rozmaitej aktywności, w tworzeniu i „spełnianiu marzeń”. Życie ma sens samo w sobie, mimo że przemija, lecz jednocześnie jego sens i wartość określa coś, co poza bieg życia wykracza, a z czym człowiek zdolny jest wejść w kontakt – wielkie wartości, ideały, sacrum. Życie to wielki łańcuch przemijających przeżyć, po których pozostają wspomnienia, a jednocześnie życie to pierwotne i nieprzeżywane świadomie zatopienie w wielką całość kosmosu, przyrody, ducha. Trzeba cieszyć się sobą i być sobą, by dawać z siebie, lecz jednocześnie trzeba nad sobą pracować, by zmieniać się wciąż na lepsze. I tak dalej. A że są tu różne niespójności, to tym lepiej – ludzie są przecież różni, a i życie wcale nie takie proste ani nie takie krótkie. Można spróbować tego i owego. Konsekwencja i spójność nie wydają się bezwzględnym warunkiem spełnionej i wartościowej egzystencji. Na szczęście. A jednak wciąż czegoś nam tu brakuje. Między teorią życia a praktyką życia jest zbyt duży rozziew, aby „mądrości życia” mogły nas w pełni zadowolić. Bo przecież taka mądrość sama przez się nie nauczy nas żyć, a życie zawsze nam trochę nie wychodzi. Czas przecieka przez palce, dobre rzeczy zatopione są w zwyczajności, a poza tym zaraz odpływają w przeszłość i niepamięć. Dlatego nieustannie towarzyszy nam poczucie, że to, co najważniejsze, jest jeszcze przed nami. Żyjąc, uciekamy do przodu. Skoro sami już nie wyjdziemy z lepkich błot codzienności, to może choć oddamy się i powierzymy „czemuś wyższemu”? Albo „zostawimy coś po sobie”? Albo „pomożemy innym”? Wszystkie te „usensowniacze” życia świadczą o tym, że nasze tu i teraz to za mało. Chcemy przezwyciężyć czas i śmierć, zanegować ulotność i kruchość życia, uczepić się czegoś mocnego, co poniesie naszą egzystencję dalej, poza horyzont naszych ciał i tego odcinka czasu, który jest nam dany. Chwytamy się bóstwa i innych ludzi, w których egzystencję wpijamy się mocą miłości. Tworzymy dzieła, które przetrwają naszą śmierć. Ale i tak wszystko to razem osuwa się w nicość. I co teraz? • W kwestii sensu życia, jak w samym życiu, sukces jest połowiczny. A perspektyw na nowe wielkie odkrycia nie widać. Dlatego myślę sobie, że może dać sobie w ogóle z tym spokój i nie szukać już w życiu tego całego „sensu”. Bo wcale nie jest tak, że życie albo ma sens, albo jest w ogóle bez sensu. Może mieć trochę sensu, a trochę być bez sensu, a może też jest i tak, że życie toczy się poza kategoriami sensu i bezsensu, wartości i ich braku, dobra i zła. Wydaje mi się, że w taki sposób myślał Fryderyk Nietzsche, a może już i Horacy, który w swej słynnej sentencji „chwytaj dzień, bo przecież nikt się nie dowie, jaką nam przyszłość gotują bogowie”, przestrzega nas przed jakąś metafizyczną pychą i wścibstwem. Pokora wobec losu wymaga, by żyć dniem dzisiejszym. Nietzsche nadał tej postawie wymiar wzniosły i heroiczny – kto się nie boi losu i śmierci, ten żyje hojnie, radośnie, „po pańsku”. Nie wierzę w tę Nietzscheańską „hojność”, ale mimo to wydaje mi się, że stać nas na to, by uwolnić się od imperatywu sensu. Bo gdy zadajemy pytanie o sens życia, to niejako z góry przesądzamy już o tym, że taki sens istnieje, i bierzemy na siebie zadanie odnalezienia go. Jest w tym jakiś dogmatyzm i intelektualny przymus. A może by tak sobie odpuścić? Przecież najpierw się żyje, a potem nadaje życiu sens. Skoro więc samo życie jest warunkiem istnienia „sensu życia”, to może życie jest „ponad” albo „poza” sensem – jako warunek możliwości wszelkiego sensu? Gdyby potraktować samo życie poważnie, pamiętając o niedającej się usunąć różnicy między myśleniem i mową a samą praktyką życia, to kwestia „sensu życia” stałaby się już tylko „kwestią” właśnie, czyli problemem teoretycznym. I to takim problemem, którego samo już postawienie miałoby w zamiarze przekroczyć granicę między teoretyzowaniem a samym byciem. Tymczasem ta granica jest właśnie nieprzekraczalna. Kto dobrze pojmie, że myślenie i życie nie są tym samym, ten nie tyle „odnajdzie sens życia”, ile zrozumie, że aby żyć, nie potrzeba sensu. I, jak sądzę, na tym właśnie polega poważne potraktowanie zagadnienia sensu życia, że jego postawienie pozwala nam poważnie pomyśleć o naszym życiu jako ważnym, choć niekoniecznie sensownym. A powaga życia, wbrew pokusie łatwego sceptycyzmu, to już rzecz samego życia, a nie filozofowania. Filozofia czasami ustępuje pola, aby rzeczywistość mogła tym godniej wystąpić w całej swej okazałości. Kto szanuje życie, nie szukając dla niego uzasadnienia, ten żyje odpowiedzialnie. A kto życia nie szanuje, ten je trwoni i pochłania, nigdy nie dorastając. *** Autor jest profesorem, kierownikiem Zakładu Filozofii i Bioetyki Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Wywołaj wspomnienia. Audiobooki i Ebooki Audiobooki Poradniki. Wędrówka dusz. Tajemnice życia po życiu. Autor: Newton Michael. 4,9. ( 281) 25,90 zł. 39,90 zł (-35%) - porównanie do ceny sugerowanej przez wydawcę.
Powtarzające się pytanie w głowie: „Jaki to wszystko ma sens?” jest szczególnie natarczywe kiedy sprawy w życiu nie układają się po naszej myśli lub kiedy czujemy bezradność emocjonalną. Zastanawiasz się nas sensem życia i istnienia. Bywa, że budzisz się rano i pierwsze co analizujesz to właśnie to lub trudne sprawy, zachowania ludzi, porażki, albo obawy o to co będzie dalej z Twoim życiem co w rezultacie doprowadza do tego samego. Jaki jest sens? Po co? Poczucie marnowanego lub zmarnowanego czasu. Czy czujesz wtedy smutek, bezradność, lęk, frustrację, a może złość? To są objawy problemów związanych z własną egzystencją. Najczęściej dotykają osoby, które żyją już na limitach emocjonalnych. Aby stwierdzić, iż życie nie ma sensu trzeba się tym życiem porządnie rozczarować. Nasze mechanizmy obronne są obrócone przeciwko nam. Nasza samoocena jest niska. Przepełnia nas żal i smutek, gorycz. Jesteśmy w stanie autoagresji. Nie ma znaczenia czy obwiniamy za to innych czy wprost samych siebie. To nasze życie i to my nie dajemy rady. Jesteśmy źródłem własnego nieszczęścia. Niektórzy potrafią się do tego przyznać co przyśpiesza ich wyzdrowienie, ale najczęściej jednak obwiniany jest świat, a tym samym pogłębiamy swoją autoagresję, ponieważ gdzieś w środku i tak wiemy jaka jest prawda. To nasza wina. Fakt przejęcia odpowiedzialności przeraża bo wraz z nią musi iść odpowiedzialne działanie, a to znów ryzyko rozczarowań. Niska samoocena podpowiada, że nie ma szans aby coś zmienić i koło się zamyka. Iskra logicznego rozsądku nakazuje coś wreszcie zmienić, ale emocje i obronne schematy myślenia bombardują utrzymując nas na poziomie swojego cierpienia. Da się to zmienić. Szkoda czasu i życia. Potrzebujemy pomocy. Sami sobie nie poradzimy. Musimy zacząć nabierać większej świadomości, posiąść wiedzę, zrozumienie, a nawet wsparcie doświadczonego specjalisty, który pomoże nam wyzdrowieć. PROBLEMY (KONFLIKTY) EGZYSTENCJALNE Nazywam takie pytania, rozważania „problemami egzystencjalnymi”. Pojawiają się wtedy, kiedy przez dłuższy okres czasu doświadczamy bezradności w życiu. Niemocy. Rozczarowania. Nie spełnienia pragnień, marzeń, potrzeb. Braku pomysłu na siebie, swoje życie, kiedy praca nie sprawia satysfakcji, a związki z ludźmi są niespełniające. Nosimy się z wciąż narastającym, bardzo nieprzyjemnym uczuciem/emocją, która zaczyna zajmować coraz bardziej naszą uwagę. Myśli nam się o tym częściej i głębiej. Zaczyna ona dominować wszystko co robimy. Dochodzimy do takiego punku gdzie czujemy, że co byśmy nie zrobili to wszystko na nic, ponieważ nie ma głębszego celu, skoro cierpienie jest wszędzie. W nas, innych, społeczeństwie. Brak sensu dotyka nas kiedy nie odczuwamy spokoju i szczęścia w sytuacji życiowej, w jakiej się znaleźliśmy, albo wtedy, kiedy nasza samoocena jest za niska – nie wierzymy kompletnie w swoją zdolność do życia w społeczeństwie, świecie, pragniemy spełniać marzenia, lecz kompletnie nie wiemy lub nie wierzymy w ich realizację. Zaczynamy popadać w depresję bo jej objawem jest właśnie to wszystko powyższe. (Przy depresji nic nie ma sensu, a przy nerwicy (zaburzeniach lekowych) zależy nam za bardzo na wszystkim, za dużo chcemy kontrolować.) To przy nastrojach depresyjnych najczęściej doświadczamy głębokiego bólu istnienia, który zaczyna kierować naszym myśleniem w kierunku rezygnacji z siebie, rezygnacji z czynności codziennych, relacji, pracy, ponieważ wszystko wydaje się nie mieć sensu lub podważamy sens wszystkiego. SENS ŻYCIA A SENS ISTNIENIA Sens życia i sens istnienia według mnie to nie jest to samo. Życie to jest to „jak” żyjesz, a istnienie to jest „fakt istnienia”. Widzisz różnice? Istnienie nie wymaga sensu. Ono się po prostu dzieje. Czy tego chcesz czy nie. Czy będziesz się to starał zrozumieć czy nie, objąć to umysłem lub emocjami, nie ma to znaczenia. Nic tego nie zmieni. Możesz rozważać o nim, pisać wiersze, powieści, muzykę, rozprawy filozoficzne i nic to nie zmieni. Istnienie po prostu istnieje. Zaistniało i trwa. Trawa, kamień, słońce, Twój organizm, serce czy oko. Po prostu jest. Poszukiwanie natarczywie, zbyt mocno, odpowiedzi na to „dlaczego” zaistniało i istnieje może przynieść jedynie kolejne rozważania filozoficzne lub frustrację. Jeśli od uzyskania tej odpowiedzi coś zależy jesteś przegrany z góry. To ma być traktowane tylko jako ciekawostka życia. Istoty szuka się gdzie indziej. Dlatego trzeba mieć spory dystans do tego i dać sobie prawo nie rozumieć, nie wiedzieć i być pogodzonym. Nic nie stoi na przeszkodzie zgłębiać istnienie jako wspomnianą wcześniej ciekawostkę, hobby filozoficzne i może to przynieść wielką przyjemność. Myśli mi się, że to bardzo uwrażliwia i jednoczy ludzi kiedy zastanawiają się nad takimi kwestiami. Kieruje nasze wspólne myśli na coś większego niż my sami. Kiedy jesteś spokojny, pogodny, radosny swoim życiem to nie pytasz o istnienie. Po prostu żyjesz, istniejesz. Jeśli jednak Twoje życie czyli to „jak żyjesz” przestanie spełniać Twoje oczekiwania i stanie się ciężkie z powodu przepełniających Cię lęków, żalu, smutków to zaczniesz rozważać sens istnienia! Dlaczego? Dlatego, że być może tam odnajdziesz odpowiedź, która uleczy Ciebie, Twój umysł oraz emocje, serce i duszę (jeśli w nią wierzysz). Zatem podważasz bo cierpisz. Jakbyś nie cierpiał to byś nie podważał. Osoby spełniające swoje oczekiwania nie mają takich problemów. Czy zatem wystarczy tak się ogarnąć, aby spełniać swoje oczekiwania, potrzeby, żeby uwolnić się? Tak. To ważny element wyzdrowienia. Życie, „Twoje życie” natomiast wymaga sensu, ponieważ to ten sens, ta celowość, to „po co”, jest paliwem emocjonalnym naszego stawiania stóp na ziemi co rano. Czy jesteś tego świadomy czy nie, to gdzieś Twoje osobiste życie zmierza. Jeśli jesteś emocjonalnie związany z tym celem i czujesz tego sens to będziesz chciał żyć. Jeśli jednak tego celu nie masz, to też nie masz sensu żyć. Możesz też mieć cel, ale jeśli nie jest to Twój cel, tylko taki „wypada”, „trzeba”, „tak się robi”, „wszyscy tak robią”, „muszę”, „taka jest rzeczywistość”, to naturalnie nie będziesz widział w tym sensu. Będziesz się wypalał, szedł przez życie jak baranek krocząc w braku satysfakcji. Bo tak trzeba. Zatem ktoś może żyć bo chce, a ktoś inny bo raczej nie ma wyjścia i jakoś trzeba to przeżyć. Ta druga postawa generuje najczęściej bezsens życiowy, który może doprowadzić do podważenia sensu istnienia. Bo po co żyć, jak nie widzi się sensu własnej egzystencji. To droga męki i frustracji. To przewlekłe obawy o „swoje życie” jego kształt, przyszłość, oczekiwania jakie ma być, lub oczekiwania innych jakie ma być i znów nasze obawy, że zawiedziemy innych tworzą właśnie depresję, nerwicę (zaburzenia lękowe) oraz inne „choroby” emocjonalne. Nie da się popaść w depresję z powodu zagrożenia istnienia bo ono albo jest w tym momencie tu i teraz zagrożone albo nie. Życie natomiast to niekończąca się analiza i tworzące się przekonania o jego zagrożeniu i też przekonania o zagrożeniu istnienia. Jeśli Twoje osobiste życie ma sens to ma je również Twoje istnienie, bo uważasz, że Twoje istnienie to Twoje życie. Ludzie traktują życie i istnienie jako jedno. Prawda jest taka, że to nie jest to samo. Należy je rozdzielić, ale jednocześnie pamiętać i bardzo ważnym połączeniu między nimi. Wychodzi na to, że nasze emocje bezsensu, żalu, złości czy obaw o przyszłość dotyczą tylko naszego życia, wyobrażeń na jego temat, a nie naszego istnienia. Kiedy jednak traktujemy nasze życie i nasze istnienie jako całość będziemy żyli w głębokiej iluzji, że to nasze istnienie jest zagrożone. Wiemy, że to nie jest prawda. Nasze istnienie nie jest zagrożone tylko nasze życie, nasza wizja życia. W przeciwnym razie bardzo łatwo wtedy o dużo nieprzyjemnych silnych emocji w życiu. Kiedy ostatni raz zagrożone było Twoje istnienie? Ja nie pamiętam kiedy. Czyli kiedy realnie zagrożone było Twoje życie? Podejrzewam, że jeśli nie pędziło na Ciebie rozpędzone auto, albo nie stałeś na skraju przepaści lub nie leżałeś w szpitalu z zagrożeniem życia to tak jak ja nie możesz stwierdzić, że było – ewentualnie bardzo bardzo dawno. SENS WŁAŚCIWY Sens to czuć się spokojnie, a czasem dobrze czy radośnie i nieustannie do tego zmierzać. Sens to odnaleźć sposób na to by istnieć i czuć się w swoim życiu dobrze z samym sobą. Jeśli przestajesz, to zaczynasz naturalnie podważać wszystko, ponieważ cierpisz i nie możesz znaleźć rozwiązania na to cierpienie. Nie rozumiesz siebie, gubisz się, podejmujesz nierozsądne decyzje, a niekiedy związujesz toksyczne układy z samym życiem. Sens to „nie cierpieć” w wielkim skrócie, lecz czerpać radość z faktu istnienia poprzez sposób w jaki żyjesz spokojnie, dobrze, radośnie, pogodnie, satysfakcjonująco. Jeśli sposób w jaki żyjesz zapewnia Ci satysfakcję, spełnienie, czujesz sens w tym co robisz, to przekłada się to automatycznie na sens życia bo zostaje zasilony sensem robienia, a następnie ta dwójka zasila istnienie. Logiczne? Bardzo. Jak Ci dobrze to nie myśli Ci się o istnieniu. Po prostu istniejesz i nie zastanawiasz się nad tym. JAK TO ZROBIĆ CZYLI TRZY OBSZARY PRACY Aby przestać cierpieć egzystencjalnie należy rozwiązać wiele wewnętrznych konfliktów związanych z przeszłością oraz przyszłością. Poukładać swoje nastawienie do życia, ludzi, a przede wszystkim samego siebie. Zacząć potem realnie wprowadzać zmiany i transformować je namacalnie. Pracę nad uwolnieniem bezsensu życiowego jak i wielu innych problemów natury emocjonalnej prowadzę trzema torami. Pierwszy to praca z emocjami czyli, rozwiązywanie wewnętrznych konfliktów, a druga to podejmowanie odpowiednich kroków życiowych do wprowadzania realnych zmian. Trzeci to zmiana ważnego podejścia do własnego istnienia. Zaszczepiam moim podopiecznym bardzo ważną ideę: „Czerpać zadowolenie z samego faktu istnienia.” Praca nad emocjami to klucz, który pomaga potem podjąć działania w celu zmiany sytuacji. Bez emocjonalnego uwolnienia np. poczucia bezsensu nie ma mowy o zdrowych efektach „terapeutycznych”. Praca nad postawą i działaniami względem życia zmienia życie. Aby coś realnie zmienić to trzeba zacząć inaczej działać, ale przede wszystkim robić, iść, podejmować decyzje, czekać na ich następstwa i reagować znów dalej. Czerpanie zadowolenia z własnego istnienia to inny poziom pracy nad sobą. Pierwszy to mierzenie się z obawami, ciężarem i bólem, uwalnianie go, a drugi to działania, konkretne ruchy w życiu, kiedy trzeci jest wypełnianiem siebie pogodą ducha. To niezależne od niczego czerpanie bardzo przyjemnych doznań z przebywania ze sobą samym bez udziału analiz, wymagań, oczekiwań. Proste ćwiczenie, które powtarzane codziennie w każdej wolnej chwili uszczęśliwia. Opiszę je dla Was tutaj: Ćwiczenie na czerpanie zadowolenia z samego faktu istnienia: Zatrzymaj się. Weź kilka oddechów. Oczyść umysł, puść wszystko, wszystkie sprawy. Po prostu bądź ze samym sobą bez oczekiwań i aby to było możliwe potrzebujesz skupić się na swojej fizjologii. Dostrzeż, że jesteś, istniejesz namacalnie, fizjologicznie, poczuj ciało, to wszystko. Poczuj swoje ciało. Nic więcej. Poczuj je i nie analizuj, nie oceniaj, bądź. Czuj je. Wnikaj czuciem głębiej. Otocz swoją uwagą całego siebie od środka. Nic nie wizualizuj. Bądź. Oddychaj i czuj siebie. Jeśli Ci przyjemnie, lżej, ciepło i tak lekko to dobrze powtarzaj to jak najczęściej w ciągu dnia, aż do końca życia. Jeśli jednak czujesz wtedy jakieś nieprzyjemne emocje, takie jak lęk, presja, wstyd czy złość to znaczy, że jesteś w fazie obronnej i Twój organizm wszedł w autoagresje. Bycie bez powodu stało się zagrożeniem. Nie możesz zatrzymać analiz. Trzeba to przepracować i do tego skutecznie. Praca nad tymi emocjami, konfliktami będzie tutaj idealna. Potem możesz uczyć się czerpać z własnego istnienia bez barier. Wielu z nas tak bardzo przywykło do presji osiągania czegoś w życiu, posiadania czegoś, że nie możemy od tak sobie być, bo narasta poczucie winy za uciekający czas. To straszne kiedy najcenniejsza rzecz na świecie czyli Ty sam to strata czasu! Twoje istnienie to fundament Twojego życia i zawsze musi być na pierwszym miejscu. Musi być doceniane, hołubione i celebrowane. Każdego dnia do końca życia! Inna postawa jest po prostu trująca. ROZDZIELIĆ ŻYCIE OD ISTNIENIA Rozdziel swoje życie od swojego istnienia. W ten sposób zrozumiesz, że pomimo zależności jaka między nimi jest, Twoje życie nie jest Twoim istnieniem bo istniejesz niezależnie od tego jakie masz życie. Twoje istnienie jest zależne tylko od dwóch czynników takich jak jedzenie oraz brak bezpośrednich zagrożeń życia. Dla istnienia nie ma znaczenia kim jesteś, jaki jesteś, jak wyglądasz, skąd pochodzisz, ile masz pieniędzy, jak masz na imię, kogo znasz itp. Liczy się tylko sam fakt istnienia. Obecności. Twój organizm taki właśnie jest. Aby istnieć posługuje się życiem. Dla życia ma znaczenie jak masz na imię, skąd jesteś, jaki jesteś, gdzie, ile masz lat, ile masz pieniędzy, kogo znasz, co umiesz, co zamierzasz zrobić itp., ponieważ bez tego nie żyjesz, nie funkcjonujesz między innymi ludźmi w tym świecie. To klucze do życia społecznego, a więc i życia spełnionego, ponieważ nasza fizjologia potrzebuje innych ludzi. Czy wiesz, że stabilizacja emocjonalna, za którą odpowiada między innymi hormon serotonina wytwarza się kiedy ludzie są z nas dumni? Bądź z siebie dumny i spraw by inni też byli! Jeśli Twoje otoczenie nie chce i nie dostrzega w Tobie tego co najlepsze, to znajdź takie, w którym to otrzymasz i będziesz rósł. To w porządku. Czasem nasza prawdziwa rodzina to nie więzy krwi, ale wzajemny szacunek, wsparcie i przyjaźń. Rozdzielenie tych znaczeń to klucz do szczęścia bez względu na to jak wygląda Twoje życie. To ostoja spokoju i bezwarunkowego zadowolenia. Nie uczą nas tego. Żyjemy w iluzji życia i istnienia jako jednego. Nie. To nie jest to samo. Masz życie i oprócz tego istniejesz. Jeśli to rozdzielisz, zrozumiesz, to będziesz umiał bez względu na sytuację bardzo zdrowo ustawić się do zdarzeń życia. Coś się dzieje, nie układa się dobrze, cierpisz, boisz się, ale jeśli wiesz, że to nie wpłynie na stan Twojego istnienia w żaden sposób, a jedynie życia to czujesz od razu większy spokój. Jeśli istnienie zajmie bardziej poważne, większe, mocniejsze miejsce w umyśle i sercu niż życie to zawsze będziesz miał w sobie ostoję spokoju. To warunek udanego zdrowego życia. Nigdy nie uzależniaj swojego istnienia od swojego życia. Uzależnij swoje życie od swojego istnienia. Wspieram Łukasz Ps. Napisz do mnie jeśli chcesz skutecznej pomocy w swoich problemach! Kliknij TUTAJ
Czy książka "Moje życie ma sens" jest dostępna na chomikuj? To pytanie jest zadawane przez setki ludzi każdego wieczora. Nie warto tracić czas na poszukiwanie pirackich źródeł, krzywdząc przy tym prawo autorskie, które jest bardzo istotne dla każdego pisarza. Wspieraj legalną kulturę, korzystając z serwisów tj. Amazon, Empik

Jezus nie miał wątpliwości co do sensu swego życia. Oznajmił: „Ja się po to narodziłem i po to na świat przyszedłem, żeby dać świadectwo prawdzie” (Jana 18:37). W swym życiu skupił się na tym, żeby uczyć ludzi prawdy o Bogu i Jego zamierzeniu. Gdy będziemy naśladować przykład Syna Bożego, nasze życie również nabierze głębszego sensu. On sam zachęcał, żebyśmy się od niego uczyli (Mateusza 11:29). Możemy to robić chociażby na dwa sposoby. Jezus uczył, że chcąc zaznawać szczęścia, musimy być ‛świadomi swych potrzeb duchowych’ (Mateusza 5:3). Potrzeby te możemy zaspokajać, nabywając wiedzy o ‛jedynym prawdziwym Bogu oraz o tym, którego On posłał, Jezusie Chrystusie’ (Jana 17:3). Jezus polecił swym naśladowcom, żeby zdobytą wiedzą dzielili się z innymi. Powiedział: „Idźcie więc i czyńcie uczniów z ludzi ze wszystkich narodów, chrzcząc ich w imię Ojca i Syna, i ducha świętego, ucząc ich przestrzegać wszystkiego, co wam nakazałem” (Mateusza 28:19, 20). Ci, którzy zaspokajają swoje potrzeby duchowe — studiując Biblię i wprowadzając jej rady w czyn — przekonują się, że ich życie zmienia się na lepsze. A gdy zaczynają pomagać innym w poznawaniu Boga, nabierają pewności, że znaleźli prawdziwy sens życia.

Czy cierpienie ma sens? Cierpienie towarzyszy ludziom od zawsze. Jest nieodzowną częścią naszej egzystencji, gdyż rodzi się, dojrzewa i umiera razem z nami. Od niepamiętnych czasów próbowano zrozumieć jego sens. Niestety nie odkryliśmy ani sensu ani „złotego środka”. A może po prostu nie potrafimy odnaleźć szczęścia
W pewnym momencie życia każdy z nas zastanawia się nad celem własnego życia: Dokąd zmierzam? Jaki jest sens mojego życia? Zadajemy coraz więcej pytań. Szukamy odpowiedzi często błądząc między tym, co oczywiste, a tym co ukryte. Doszukujemy się prawdy o własnym istnieniu… Jak dostrzec cel własnego życia? Aby dostrzec cel własnego życia warto określić to, co jest dla nas najważniejsze. Określić to, co nas buduje, kształtuje. To, co nadaje życiu szczęście… Banale? No cóż – prawdziwe. Każdy z nas, każdego dnia nadaje życiu cele – mniejsze i większe, które chcemy osiągnąć. Jedno jest pewne -pragniemy szczęścia i drogi do jego osiągnięcia. Cele życia budują szczęście, to one nadają życiu sens. To one powoduje, że szara rzeczywistość nabiera barw. Cele są częścią życia każdego człowieka – nie możemy bez nich żyć. Nie możemy bez nich funkcjonować. Świadomy człowiek tworzy obraz własnego życia – będzie pragnął swojego własnego cichutkiego, a zarazem tak bardzo spektakularnego szczęścia. Natomiast człowiek pogrążony w pułapce, wciąż będzie szukał odpowiedzi na pytania o sensie życia bez jego poznania. Jedynie czego potrzebujesz to świadome przekonanie się o wartości własnego bytu. Przekonanie nadaje sens działaniu. Przekonanie pozwoli na podjęcie decyzji i działaniu w kierunku własnego szczęścia, dzięki wyznaczonym celom. Jak cele budują sens życia? Cele same w sobie nadają życiu wartości, natomiast działanie z celami dodaje życiu autentyczności. Jesteśmy w stanie osiągnąć wszystko i mimo wszystko. Rodzą się w nas nadludzkie siły – determinacja w działaniu dodaje radości. Odnajdujemy pasję. Świadomie pragniemy bliższego poznania. Dostrzegamy dary natury – chcemy poczuć jej miłość. Cele przybliżają nas do miłości, akceptacji, zrozumienia. Odczuwamy miłość jednocześnie ją ofiarując. Stajemy się doskonalsi, z każdym dniem coraz lepsi. Odczuwamy w sobie moc tworzenia lepszego jutra. Jesteśmy otwarci i gotowi na przyjęcie nowych doznań – uczymy się poznawać świat… By nadać życiu blask, zastanów się przez chwilę, jakie są Twoje priorytety życiowe: Co jest dla Ciebie ważne? Jakie działania najbardziej Cię motywują? Co pragniesz osiągnąć? Jaki/a chcesz się stać? Jakie cechy charakteru chcesz rozwijać? Co przynosi Ci radość i czego chciałbyś/chciałabyś mieć więcej? Co chciałbyś/ chciałabyś mieć? Co sprawia, że Twoje życie nabiera barw? W co wkładasz najwięcej serca? Jak odnaleźć „hasło przewodnie” życia, które doda sił w trudnych momentach? By uzupełnić to, co nieodgadnione, a bardzo oczekiwane dokonaj sumiennej analizy. Działaj według przedstawionych poniżej kroków. Aby odkryć własny cel potrzebujesz wyciszenia. Skup się. Przesłuchaj trening relaksacyjny. Wycisz emocje. Uspokój oddech. Pozwól sobie na samotność. Potrzebujesz odprężenia i świadomej kontemplacji w trakcie medytacji. Zrób listę Twoich talentów. Jakie talenty dostrzegasz i dostrzegają w Tobie najbliżsi? Skonstruuj bazę 5 czynności w których odczuwasz pasję. Czynności, które bardzo lubisz robić i które określają Twoje talenty. Opisz w pozytywny sposób kilkoma zdaniami swoją własną koncepcję życia idealnego. Napisz zdanie stosując od 2 do 3 wyrażeń z 3 poprzednich podpunktów. Spróbuj połączyć to, co najważniejsze w jedno zdanie – tak, aby przedstawiało ono całą kwintesencję wszystkich pozostałych, jednocześnie dostrzegając w nim głębokie przesłanie. Gdy tego dokonasz zauważysz, że właśnie teraz jesteś bliżej swoje celu życiowego. Końcowe zdanie ukazało Twój najważniejszy cel życiowy. Przepisz ten cel na dużą kartkę i zawieś w widocznym miejscu. Niech stanie on się Twoim przesłaniem. Niech na Twej twarzy pojawi się uśmiech za każdym razem gdy przez myśl przepłynie Ci jego przesłanie. Radość i szczęście są w tym celu. Działanie na rzecz własnego szczęścia gwarantuje spełnienie. Jeśli zależy Ci na własnym zdrowiu , świadomie zauważysz potęgę w realizacji wyznaczonych kroków. Powiedz STOP życiu w ciemności – niech Twój cel stanie się mapą życia. Jako Twój przewodnik pozwoli Ci na powrót do Twej prawdziwej tożsamości i uświadomi Ci misję życia. Pamiętaj, przez określenie hierarchii ważności własnych wartości jesteś w stanie stworzyć i odbudować jedność pomiędzy tym kim jesteś, a tym jak żyjesz. Życie bez celów to przyzwolenie na samozagładę, na próżnie, na życie w nicości. Nie bój się zawalczyć o własne szczęście – o pasję, która nada Twej drodze światłości, która doda każdemu dniu promieni w tworzeniu tego, co sprawia Ci przyjemność. Nie obawiaj się życia z pasją – ona scala Twoje wartości. Zaopiekuj się swoimi talentami – niech nadadzą one życiu rytm… Sukces zaczyna się od marzeń – od małych celów. Jeśli będziesz je potrafił określić, to znaczy, że potrafisz je również osiągnąć. Twoja droga z marzeniami rozpoczyna się właśnie tu i teraz… Działaj!!! Autorka: Agnieszka » O MNIE ODSZUKAJ RADOŚĆ W KILKU SŁOWACH - CZYTAJ i UCZ SIĘ DZIENNIK MIŁOŚCI WŁASNEJ „DZIENNIK MIŁOŚCI WŁASNEJ” to e-book dla każdego, kto chce zacząć siebie kochać. To propozycja dla wszystkich którzy pragną patrzeć na siebie oczami szacunku, zrozumienia, akceptacji i wdzięczności ❤❤❤ (więcej…) CZYTAJ ELIKSIR PEWNOŚCI SIEBIE ELIKSIR PEWNOŚCI SIEBIE, czyli jak pokonać wewnętrzne i zewnętrzne blokady? Istnieją takie momenty, w których z wielkim cierpieniem na duszy wątpimy w siebie. Nie czujemy się zbyt dobrze we własnej skórze, odczuwamy ucisk w gardle, nogi odmawiają posłuszeństwa, a serce zbyt szybko zaczyna bić. Człowiek sam ze sobą czuje się źle. A wszystko z powodu kulejącej pewności siebie, która daje o sobie znać, w takich momentach, które są dla nas nazbyt obciążające. Dlatego postanowiłam napisać książkę, która dokładnie zobrazuje, jak stać się pewnym siebie człowiekiem. (więcej…) CZYTAJ Źródła braku pewności siebie, czyli skąd u ludzi niskie poczucie wartości? „Źródła braku pewności siebie” to e-book dla każdego, kto chce wziąć pewność siebie w swoje ręce i podjąć decyzję, co dalej powinien z nią zrobić. To nade wszystko źródło schematów głęboko zakorzenionych w podświadomości. To prawda o tym skąd u ludzi niskie poczucie wartości, jak również o tym, co wpływało i wpływa cały czas na naszą pewność siebie. W e-booku: (więcej…) CZYTAJ TOXIC 2, jak poradzić sobie z miłością, która Cię niszczy? Toksyczna więź… Coraz bardziej świadomi, a jednak wciąż tak bardzo nieświadomi… Niestety wciąż zbyt wiele osób tkwi w toksycznych relacjach, całkowicie rujnując swoje zdrowie psychiczne. Nazbyt wiele osób wciąż nieświadomie oddaje swoje życie w ręce wampira emocjonalnego. Traci wszystko – szczęście, radość, poczucie bezpieczeństwa, spokój, swoje prawa, zdrowie i to wszystko w imię zasad, które zostały zbudowane przez toksycznego wampira. Jednak w życiu każdego z nas przychodzi taki moment w których pragniemy tylko jednego – wolności i rozumienia… Czy należysz do tych osób? (więcej…) CZYTAJ TOXIC, jak sobie radzić z osobami, które utrudniają Ci życie? Emocjonalnie wykorzystani… Emocjonalny wampir to szantażysta o wielu twarzach. Gra i wykorzystuje – owija sobie nas wokół palca i nawet nie wiemy kiedy, a już zachowujemy się tak, jak on sobie tego życzy. To nie Twoja wina!!! Emocjonalny szantażysta to cholerny manipulator – wykorzysta wszystko i wszystkich, by zdobyć to, co jest mu w danej chwili potrzebne. W nosie ma uczucia innych – najważniejsze to podbudowanie własnego ego… Najtrudniejszy moment naszego życia to ten, w którym w końcu zdajemy sobie sprawę z faktu, że ta osoba nas krzywdzi. Ciągła krytyka, obgadywanie, niedorzeczne plotki, brak szacunku, obojętność ze strony bliskich… Odczuwasz to u siebie w życiu? (więcej…) CZYTAJ CZARNA KSIĘGA PERSWAZJI Sztuka perswazji to sposób na życie… Choć mylona z manipulacją, to jednak jest bardzo daleka od tego postępowania… Perswazja to sposób przekonywania do własnych racji bez wpływu na zdrowie innej osoby. Pomaga dojść do konsensusu poprzez dyskusję zainteresowanych stron nad zaistniałym problemem – tym samym otwiera drogę do jego rozwiązania. Jest również nieodzownym czynnikiem łagodzącym wszelkie kłótnie, czy spory. Należy pamięć, że perswazja nie polega na zmuszaniu, jak to lubi robić manipulacja. Perswazja nigdy nie jest powiązana z kłamstwem, czy mówieniem nieprawdy. Skupia się przede wszystkim na argumentowaniu danych twierdzeń i postaw w sposób rzeczowy i kompetentny. …ale dość z teorią… Czas zobaczyć, czego nauczy nas CZARNA KSIĘGA PERSWAZJI… Publikacji pomoże przede wszystkim opanować bezcenne techniki życia wśród wielu różnych osobowości… (więcej…) CZYTAJ DEPRESJA NIEWIDZIALNY WRÓG DEPRESJA WCIĄŻ OBECNA… Do tej pory na temat depresji powstało wiele książek, jednak wszystkie „jakieś takieś”… Niby służą pomocą, a wciąż zbyt wiele w nich skomplikowanych terminów… Zbyt mało poradników – zbyt mało prostych przekazów… Dzisiaj chcę Ci przedstawić pozycję, która jest daleka od medycznych nierozumianych słów. Nie znajdziesz tu nic trudnego do zrozumienia. Ta książka jest napisana, by służyć i pomagać – ma zwiększyć świadomość samego chorującego, jak i jego najbliższych, którzy walczą razem z nim. (więcej…) CZYTAJ ZBURZĘ TEN MUR CZAS NA ZMIANY… Czy masz czasem tak, że gdziekolwiek się ruszysz, to napotykasz na mur? Próbujesz coś zmienić, coś osiągnąć, ale nic się nie zmienia? Jest pewien sposób na to… Czas zburzyć ten okropny mur, który przez lata budowany był przez porażki, negatywne myśli, krzywdzące opinie, brak pewności siebie, trudne dzieciństwo, okrutne utarte schematy… Wszystko, czego teraz potrzebujesz, to uświadomienie sobie, jak dotrzeć do własnego szczęścia. Dzięki tej książce odzyskać siebie – zrozumiesz i zaakceptujesz, a przede wszystkim nauczysz się prawdziwie żyć. Trener rozwoju osobistego pomoże Ci zrozumieć, co to znaczy żyć pełnią życia. (więcej…) CZYTAJ WŁADCA SŁOWA Władca słowa… Jak skutecznie i celnie wymierzać słowo, aby osiągnąć władzę nad ludzkimi emocjami? Książka, której opis właśnie czytasz, stawia sobie za cel dać Ci władzę nad ludzkimi emocjami. Będzie tu mowa o tym, jak możesz się nauczyć sięgać poza racjonalne motywy innych ludzi i oddziaływać bezpośrednio na ich instynkty, rozbudzając i rozpalając swymi słowami ich wyobraźnię. Pokażemy Ci, w jaki sposób, sięgając poza racjonalne motywy słuchacza, możesz rozpalać wyobraźnię samymi słowami. Czyli, w skrócie, dowiesz się przede wszystkim… Nauczy się – Jak bezpośrednio wpływać na ludzkie instynkty, emocje i wyobraźnię, sprawiając, że wszelkie Twoje sugestie staną się nieodparcie fascynujące, zniewalające i hipnotyczne? (więcej…) CZYTAJ POTĘGA ŻYCIA – Jak zacząć od nowa, nie zmieniając wszystkiego wokół? Każdy z nas w pewnym momencie swojego życia staje oko w oko z potrzebą zmiany, która często przychodzi niespodziewanie i od której tak naprawdę nie ma odwrotu. Zmiana dotyczy różnych sfer naszego życia, ale w dużej mierze będzie krążyć wokół wewnętrznej potrzeby natychmiastowej odmiany własnego losu… Wewnętrzny głos krzyczy: „muszę coś zmienić, bo inaczej zwariuję”… Zmiana jest nieunikniona, a Ty od dzisiaj stajesz się jej mapą i przewodnikiem… (więcej…) CZYTAJ

Większość twierdzi, że nasza cielesność to tylko stan przejściowy, prawdziwe życie czeka nas po śmierci. Inni twierdzą, że na naszej cielesności wszystko się kończy. No i zadajmy sobie teraz pytanie o sens tego wszystkiego. Oczywiście ze życie ma sens tylko musi być naznaczone odpowiednimi celami.

Program dla osób, które doświadczają tzw. pustki egzystencjalnej, są w stanie rozpaczy i braku nadziei, braku wartości i nieznajomości znaczenia własnego życia, które czują się wyobcowane w życiu, nie odczuwają radości z istnienia, które odczuwają ciężar egzystencji ale które chcą odzyskać upragnione poczucie sensu życia. Rytm spotkań: 1 x w tygodniu Program obejmuje 5 spotkań, w tym 3 konsultacje 45 minutowe + 2 sesje wglądu- uwalniające Inwestycja: 1300 zł Cele realizowanego programu zajęć:: - pomoc w odzyskaniu poczucia sensu życia - uruchomienie procesu umożliwiającego odkrycie sensu życia Napisz na Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. w celu ustalenia terminów realizacji naszych spotkań. Nr mojego konta Alior Bank 39 2490 0005 0000 4004 5799 2405 .
  • 86y78tvbr7.pages.dev/191
  • 86y78tvbr7.pages.dev/59
  • 86y78tvbr7.pages.dev/635
  • 86y78tvbr7.pages.dev/918
  • 86y78tvbr7.pages.dev/912
  • 86y78tvbr7.pages.dev/5
  • 86y78tvbr7.pages.dev/313
  • 86y78tvbr7.pages.dev/34
  • 86y78tvbr7.pages.dev/58
  • 86y78tvbr7.pages.dev/998
  • 86y78tvbr7.pages.dev/833
  • 86y78tvbr7.pages.dev/932
  • 86y78tvbr7.pages.dev/642
  • 86y78tvbr7.pages.dev/799
  • 86y78tvbr7.pages.dev/284
  • czy moje życie ma sens