Historical records and family trees related to John Zaucha. Records may include photos, original documents, family history, relatives, specific dates, locations and full names.
paź 10 2021 Andrzej Zaucha & Dżamble – „Rambling on My Mind”, Live TV 1971 (zapowiada Andrzej Trzaskowski) Oprac. Ewa Kałużna. Fot. East News, Marek Karewicz, Grzegorz Rogiński, Krzysztof Widerski Andrzej Zaucha 1973Fot. East News Andrzej Zaucha 1983Fot. East News Andrzej Zaucha Opole 1986Fot. Marek Karewicz Andrzej Zaucha Andrzej ZauchaFot. Marek Karewicz ANDRZEJ ZAUCHA – WSPOMNIENIE w 30. ROCZNICĘ ŚMIERCI 10 października 1991, 30 lat temu, odszedł tragicznie w wieku 42 lat „najlepszy polski czarny głos”, wokalista R’n’B, rockowy, jazzowy i popowy, saksofonista, perkusista, a także aktor i artysta kabaretowy. Jego możliwości wokalne i różnorodność repertuaru budziły podziw, tym bardziej, że był muzycznym samoukiem. Miał swing we krwi. ANDRZEJ ZAUCHA (ur. 12 stycznia 1949, zm. 10 października 1991), oprócz wielkiego talentu, był wspaniałym człowiekiem, uwielbianym w środowisku, życzliwym, ciepłym, skromnym, zawsze uśmiechniętym, dowcipnym, pożądanym towarzysko. Zginął, śmiertelnie postrzelony przez zazdrosnego męża aktorki Zuzanny Leśniak, francuskiego reżysera, Yvesa Goulaisa. Marek Karewicz w swojej książce „Big Beat” napisał: „Moim zdaniem, a jest to dość powszechna opinia, Zaucha był jednym z najlepszych polskich wokalistów jazzowych w historii. Wspaniale śpiewał, świetnie improwizował, i do tego miał dobry „czarny głos”. Autentycznie czuł muzykę. Potrafił zagrać na wszystkim, co mu w ręce wpadło”. W młodości, Andrzej trenował kajakarstwo, wystąpił na mistrzostwach Polski, wygrywając je trzykrotnie. Był nawet typowany na olimpiadę. Świetnie też pływał i jeździł na nartach. Zwyciężyła jednak miłość do muzyki. „SERCA BICIE. BIOGRAFIA ANDRZEJA ZAUCHY„, 2020 15 września 2020, 29 lat od tragicznej śmierci muzyka, ukazała się książka „Serca bicie. Biografia Andrzeja Zauchy„, autorstwa Katarzyny Olkowicz i Piotra Barana. Autorzy biografii ujawnili w niej nieznane fakty z życia Andrzeja Zauchy. Andrzej Zaucha został zastrzelony 10 października 1991. O tym wydarzeniu media przypominają co roku, właśnie w październiku. Jednak dopiero teraz ukazała biografia artysty, która zagłębia się w jego życiorys i próbuje odpowiedzieć na pytania: Co go ukształtowało? Skąd brał się jego muzyczny geniusz? Co po nim pozostało? Czy musiało dojść do tej zbrodni? Autorzy, Katarzyna Olkowicz i Piotr Baran, dedykują książkę „tym, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z twórczością Andrzeja Zauchy, i, być może, na razie tylko domyślają się, jakim człowiekiem był naprawdę”. „Piosenki Zauchy są stale obecne w naszej kulturze. Jego ukochanym gatunkiem muzycznym był rhythm and blues, który wywodzi się z połączenia jazzu, bluesa i gospel. To serce i dusza współczesnej muzyki rozrywkowej. Wykonując po mistrzowsku piosenki, osadzone w tym nurcie, Zaucha potrafił odnaleźć się zarówno w jazz-rockowych Dżamblach, poetyckiej Anawie, popowych hitach z Opola, kabaretowym trio Sami, które tworzył z Andrzejem Sikorowskim i Krzysztofem Piaseckim, czy Big Bandzie Wiesława Pieregorólki. Wymieniać można w nieskończoność, bo dochodzą jeszcze projekty teatralne” – mówi Piotr Baran. „Młodzi ludzie, którzy wychowali się na dobranocce „Gumisie”, pamiętają, że każdy odcinek zaczynał się od piosenki, którą śpiewał właśnie Zaucha. Ich rodzice i dziadkowie cenią go za przeboje opolskie, kolędy, duety z ówczesnymi polskimi gwiazdami muzyki popularnej, czy nagrania z Dżamblami” – komentuje Katarzyna Olkowicz. Jaki był, gdy schodził ze sceny i zdejmował swoje słynne rekwizyty – ciemne okulary i arabską kefiję? „To właśnie interesowało nas najbardziej” – zdradza Katarzyna Olkowicz. „I, co ciekawe, choć od jego śmierci minęło tyle lat, współpracownicy, przyjaciele, bliscy, opowiadali nam o nim tak żywo, jakby jeszcze wczoraj wspólnie siedzieli przy stole, szusowali na nartach, robili sobie wzajemnie psikusy, pałaszowali sernik (jego ulubiony deser), wspierali go po nagłej śmierci żony, Elżbiety” – dodaje autorka książki ( Trudno chyba znaleźć lepsze słowa na opisanie życia Andrzeja Zauchy niż fragment piosenki „Serca bicie”. Żył pełną piersią, ciesząc się każdym dniem. Muzyczny samouk, z zawodu zecer, w młodości kajakarz, trzykrotny mistrz Polski. Ze sportu zrezygnował dla muzyki. Podczas swojej kariery, współpracował z największymi twórcami jazzu oraz popularnymi piosenkarzami, Andrzejem Sikorowskim i Ryszardem Rynkowskim. Kabareciarz i aktor. ŚMIERĆ ŻONY. RÓWNIA POCHYŁA „Andrzej Zaucha i jego żona, Ela, byli nierozłączni. Poznali się w młodzieżowej dyskotece Szopa w Krakowie. Ona miała 16 lat, on 17. Od tego momentu wiedzieli, że będą już zawsze razem. Oboje byli samotni, oboje mieli podobne dzieciństwo. I to ich wiązało. Ich uczucia były gorące, pełne emocji. Pasowali do siebie jak dwie połówki jabłka” – wspominał przyjaciel Andrzeja Zauchy, gitarzysta jazzowy, Jarosław Śmietana. W latach 80. w Krakowie wiedli prawdziwie artystyczne życie. Andrzej Zaucha występował w teatrze, grywał Pod Jaszczurami. „Całe noce spędzali na prywatkach, koncertach, występach. Mimo, że to on był gwiazdą, Ela decydowała o wszystkim. Mówiła mu, z kim i jak ma grać. Muzycy z zespołu Andrzeja byli oburzeni, ale tak było. On z każdą sprawą przychodził do żony” – mówią przyjaciele. Sielanka skończyła się, gdy pojawiły się poważne kłopoty ze zdrowiem Eli. Pod koniec sierpnia 1989 Elżbieta doznała groźnego udaru, zlokalizowanego przy pniu mózgu. 31 sierpnia 1989 zmarła. Zbigniew Wodecki: „Moja rodzina zajmowała się pogrzebem. Staraliśmy się pomóc. Andrzej miał rozterki, czy w ogóle powinien jeszcze śpiewać. To takie ludzkie. „Jak mogę wyjść na scenę i śpiewać Alibabę?”. „Andrzej, to jest twoja robota. Jak byłbyś szewcem, to musiałbyś dalej buty robić” – mówiłem mu. Trzeba go było długo przekonywać, żeby się przez tę traumę przebił”. Jak wspomina Krzysztof Piasecki, śmierć żony Zauchy przewróciła życie piosenkarza do góry nogami także dlatego, że była ona osobą, która nadawała ton całemu małżeństwu: „Wszystko było na jej głowie. Ela była jego busolą. Nie miała zresztą wyjścia – on jeździł po świecie i zarabiał, ona zajmowała się domem i wychowaniem Agnieszki. Ale stanowili udane małżeństwo. Nigdy nie słyszałem o żadnych zdradach, żeby Andrzej miał inną kobietę, a w branży takie opowieści są na porządku dziennym. Ela trochę mu matkowała. Gdy został sam, z dzieckiem, w ogóle nie wiedział, jak sobie radzić. Na dodatek, Agnieszka była w okresie najtrudniejszym, była punkówą, pomalowała swój pokój na czarno. Nie wiedział, jak się wobec tego zachować”. ZUZANNA LEŚNIAK „Andrzej był załamany śmiercią żony. Nie chciał żyć. Wszystko, co potem nastąpiło, zmierzało do tego, by dołączył do Eli. Potrzebował wsparcia, ale nie tylko takiego koleżeńskiego, kieliszkowo-alkoholowego” – podkreśla Andrzej Sikorowski. I wsparcie znalazło się. Andrzej poznał dużo od siebie młodszą aktorkę, Zuzannę Leśniak – ona 27, on 42. „Zuzanna była zafascynowana Andrzejem. Grali w tym samym spektaklu, potem zaczęli się niewinnie spotykać” – opowiadał Jarek Śmietana. 9 KUL z ZAZDOŚCI 10 października 1991, Kraków. Wieczór po kolejnym przedstawieniu „Pana Twardowskiego” w reż. Krzysztofa Jasińskiego w Teatrze STU. W głównej roli – piosenkarz Andrzej Zaucha. Partnerowała mu, związana z tym samym teatrem, Zuzanna Leśniak-Goulais. Partnerowała na scenie, ale także w życiu. Wszystko wskazywało na to, że Zaucha, dwa lata po śmierci żony Elżbiety, wychowujący samotnie nastoletnią córkę Agnieszkę, odnalazł szczęście. Leśniak-Goulais była co prawda w związku małżeńskim, ale mąż, francuski reżyser Yves Goulais, usłyszał już od niej, że to koniec. Yves od kilku lat podejmował w Krakowie próby tworzenia spektakli teatralnych. Wyjeżdżał kilka razy w roku za granicę na wiele tygodni. O romansie żony dowiedział się, kiedy, po powrocie z podróży do Szkocji, zastał Zuzannę z Andrzejem Zauchą w sytuacji jednoznacznej. Uderzył wtedy Andrzeja i powiedział: „Będę musiał cię zabić”. Później jeszcze kilka razy odgrażał się, że zabije Zauchę. Jednak nikt nie brał tego na poważnie. Chorobliwe zazdrosny o żonę, Goulais dopadł parę, gdy ta zmierzała w kierunku samochodu, zaparkowanego przy ulicy Włóczków. Oddał dziewięć strzałów z karabinka sportowego o kalibrze 5,6 mm. Kule najpierw trafiły Zuzannę, która próbowała zasłonić sobą Zauchę, a po chwili samego wokalistę. On umarł od razu, ona – po reanimacji w szpitalu. Ives zastrzelił ich z broni, którą nielegalnie nabył kilka dni przed morderstwem. Potem wsiadł do swojego samochodu i pojechał na komisariat policji, gdzie spokojnie opowiedział o wszystkim i oddał się w ręce policji. Tego samego wieczoru, na miejscu zbrodni pojawił się Zbigniew Wodecki, przyjaciel artysty: „Zadzwonił do mnie gość o jedenastej, że „pana kolegę zastrzelili”. Nie chciało mi się w to wierzyć. Pojechałem samochodem na miejsce i zobaczyłem leżącego Andrzeja. Zawsze wkładał pod kurtkę teczkę z tekstami, ale akurat tego dnia nie włożył. Może to by go uratowało”. Następnego dnia rano, o zabójstwie dowiedziała się cała Polska, nie tylko fani artysty, których z każdym rokiem przybywało, ale także jego liczni znajomi, koledzy i przyjaciele. Andrzej Sikorowski, założyciel grupy Pod Budą, który z Zauchą i Krzysztofem Piaseckim występował w kabarecie estradowym Sami, do dziś pamięta szok, jaki wywołała tragiczna informacja: „Myśmy żyli wtedy w innej rzeczywistości. Dzisiaj strzelanina uliczna nie budzi już takiego zdziwienia. W tamtym okresie było to coś tak zupełnie irracjonalnego, że nikt z nas nie był na to przygotowany. Być może, do całej tragedii nie doszłoby. Nawet, jeśli ten facet odgrażał się, brało się to, jako zwykłe gadanie. Dzisiaj prawdopodobnie zareagowalibyśmy inaczej”. WSPOMNIENIA Andrzej Zaucha to artysta dziś już niestety trochę zapomniany, lub raczej – niekoniecznie szeroko znany, szczególnie młodemu pokoleniu. Chociaż ta sytuacja zmienia się, dzięki Festiwalowi Pamięci Andrzeja Zauchy, organizowanemu od 2009 w Bydgoszczy, przez byłego lekkoatletę, Krzysztofa Wolsztyńskiego. „W pewnym momencie panowała taka cisza w mediach o Andrzeju, że doszedłem z synem do wniosku, iż trzeba taki festiwal zorganizować” – wspomina Wolsztyński. „A skoro nikt w Krakowie nie chciał nam pomóc w jego organizacji, zrobiliśmy go sami w Bydgoszczy, naszym rodzinnym mieście. Co roku mamy wielkie gwiazdy, w tym przyjaciół Andrzeja, a Opera Nova pęka w szwach. Staramy się też jeździć po Polsce z koncertami, by nie zapomniano, że kiedyś był u nas tak dobry artysta, jak Andrzej Zaucha„. Karierę zaczął w latach 60., od gry na perkusji w amatorskim zespole Czarty. Później został solistą grupy Telstar. Nie był tylko piosenkarzem. Jako muzyczny samouk, grał na różnych instrumentach, w tym na perkusji i saksofonie altowym. „To był talent, który nie rodzi się na kamieniu. Grał dobrze na perkusji, saksofonie i harmonijce, ale gdyby posiedział przy klawiaturze, też błyskawicznie opanowałby ją” – przypomina Andrzej Sikorowski. „Andrzej miał świetny warsztat. Przesuwał się w kierunku jazzu. Jeździł do Szwajcarii, gdzie dużo nauczył się” – ocenił Krzysztof Piasecki. Zbigniew Wodecki, który przyjaźnił się z artystą, podkreślał, że „Andrzej Zaucha wcale nie potrzebował muzycznego wykształcenia, gdyż miał wszystko we krwi. Śpiewał świetnie, ale bardzo długo był niedoceniany przez środki masowego przekazu. Często jeździliśmy na wspólne koncerty, tak zwane chałtury, czasem po pięć dziennie, w różnych zakładach pracy. Czułem, że miał niedosyt, że chciałby być doceniany przez ludzi. Środowisko, oczywiście, wiedziało, że to świetny facet, muzykalny bardzo. Nut nie znał, ale grał na bębnach, na saksofonie uczył się, a przede wszystkim śpiewał. Wiedział wszystko, co trzeba. Miał feeling, świetną barwę głosu, bardzo charakterystyczną. I pod koniec naprawdę zaczęło mu się zawodowo układać. Zagrał w filmie „Trzy dni bez wyroku” Wojciecha Wójcika z 1991, rolę drugoplanową, ale był w niej tak charakterystyczny, że gdyby to powstało w Hollywood, może i dostałby Oscara. To było takie zwierzę sceniczno-ekranowe. Jednocześnie miał wszystkie ludzkie cechy, w tym tremę. Bardzo się denerwował. Był prawdziwy w swoich przeżyciach”. Obaj artyści poznali się jeszcze w końcówce lat 60., kiedy Zaucha śpiewał w krakowskim jazz-rockowym zespole Dżamble. „To znakomita kapela, grająca bardzo nowocześnie, jak na tamte czasy. Na dzisiejsze też. Podziwialiśmy ją w krakowskich Jaszczurach”. To właśnie Zbigniew Wodecki był w pewien sposób ojcem chrzestnym sukcesu Zauchy. „Pewnego razu, po nagraniu „Chałupy Welcome to” w 1986, Rysiu Poznakowski postanowił napisać następny numer w tym klimacie – „Pij mleko” (oryginalny tytuł „Baw się lalkami”). Nie za bardzo chciałem już śpiewać tego typu numery, więc powiedziałem Poznakowskiemu, że znam świetnego gościa, który może to zrobić. Rysiu doskonale się wtedy zachował i pozwolił Andrzejowi nagrać to. Była to pierwsza piosenka, która wrzuciła go na antenę. Ludzie zaczęli wreszcie słyszeć o Zausze” – wspominał Zbigniew Wodecki. Piotr Baron: „Zaucha był pierwszym – i póki co ostatnim – człowiekiem w Polsce, który śpiewał po męsku. Śpiewał jak Frank Sinatra, Ray Charles. Nie piszczał, unikał melizmatów, scat stosował tylko wtedy, gdy była taka potrzeba, a słyszał jak pies o północy. To, jak ten facet słyszał wszystko, co się dzieje w muzyce, to życzę takiego słuchu wszystkim najgroźniejszym muzykom. A oprócz tego, miał świetne poczucie rytmu, był urodzonym „swing manem”. Podziałkę swingową stosował w sposób naturalny, nie musiał się tego uczyć. On po prostu wiedział, co zrobić, żeby wszystko na scenie się bujało. Każde granie z Zauchą to było święto”. Jarosław Śmietana: „A co najdziwniejsze, Andrzej miał doskonałą angielską wymowę. Śpiewał tak, jakby był urodzony w Stanach. Tymczasem angielskiego długo, długo nie znał ni w ząb. Dopiero później, w latach 80., opanował podstawy tego języka, ale tylko na poziomie, który zapewniał mu niezbędną komunikację. Okropną jego wadą było to, że równie dobrze czuł się w utworze „Pij mleko”, jak i „Body and Soul”. Gdyby Andrzej żył, na pewno końcu rozwinąłby skrzydła jako jazzman, a ja, zamiast wydawać fortunę na ściąganie gwiazd z zagranicy, miałbym jedną swoją na miejscu”. Jan Kanty Pawluśkiewicz: „Po trzech próbach do opery „Kur zapiał” okazało się, że Zaucha jest najlepszym muzycznie wokalistą operowym. Wydawało się, że nie będzie integracji towarzyskiej czy muzycznej, ale całe towarzystwo operowe zaczęło garnąć się do swojego najlepszego solisty, czyli Zauchy. Zaucha w środku, a dookoła wianuszek solistów z opery. Poza tym okazało się, że jest bardzo dobrym aktorem. On o tym nie wiedział i myśmy też nie wiedzieli. To było niesamowite odkrycie. Potem powtórzyliśmy tę operę w wersji kameralnej, i on już się czuł w niej jak ryba w wodzie. Szalał z pomysłami. Krzysiek Jasiński mówił, że w zasadzie jest bezradny przy takiej inwencji aktorskiej, przy tylu propozycjach, które były śmieszne, idealnie wkomponowane w akcję i tekst”. Andrzej Sikorowski: „Andrzej to był człowiek, który nikomu nie odmawiał. Przyjmował wszystkie propozycje, zarabiał pieniądze. Jego błędem było to, iż nie postarał się, by nagrać w swoim życiu jedną, dobrą, rzetelną, stylistycznie osadzoną płytę. Tu zaśpiewał jakieś przedwojenne szmoncesy, tu trochę jazzu, „Alibabę”, natomiast nie zadbał nigdy o to, by usiadła grupa ludzi i napisała specjalnie dla niego utwory. Wszyscy, za pozwoleniem – nie wymienię nazwisk, próbowali na nim lansować „swoje” rzeczy. A tak naprawdę, nikt nic nie robił specjalnie dla niego”. C’EST LA VIE Scena to jedno, życie – co innego. Życie upływało Zausze na podróżach i spotkaniach. Wesołe piosenki i teledyski, bogate życie towarzyskie, swojska dusza. Krzysztof Haich, reżyser teledysków Andrzeja Zauchy, wspominał: „Wszyscy, z którymi realizowałem różnego rodzaju materiały, w tym również film, jaki zrobiłem po śmierci Andrzeja, mówią to samo: To był bardzo ciepły człowiek, z którym chciało się konie kraść. Właściwie, mało kto potrafił sobie go przypomnieć zdenerwowanego, niechętnego, opryskliwego. Andrzej nie znał chyba takiego stanu ducha”. Teledyski Andrzeja Zauchy, wyreżyserowane przez Krzysztofa Haicha, z pewnością miały wpływ na jego popularność. Były i nietypowe, i bardzo wesołe, i zarazem miały fabułę. „Andrzej zawsze miał sporo własnych koncepcji, na ogół żartobliwych, którymi uzupełniał moje propozycje. W teledysku do „Baw się lalkami”, czyli inaczej „Pij mleko”, o co innego chodziło autorowi tekstu, ale ja to wszystko przesunąłem w kierunku mleka, właściwie do dziś nie wiem dlaczego. W momencie, kiedy powiedziałem o tym Andrzejowi, on wpadł na pomysł ubrania się w dość długi płaszcz i włożenia do wewnętrznych kieszeni butelek mleka. Takich szklanych, litrowych, jakie wtedy były. Powkładał trzy butelki do lewej poły, trzy do prawej. Ujęcie, kiedy chodzi po rynku i rozchyla te poły, było dość kontrowersyjne, bo w normalnej rzeczywistości kojarzy się z zachowaniem ekshibicjonistycznym. Przyznaję, że panienki reagowały na początku różnie”. Reżyser zapamiętał też zabawną scenę z pracy nad teledyskiem do „Julo, czyli Mus męski blues”: „Kręciliśmy to we wnętrzu wielkiego tira, który jechał po autostradzie, a w jego środku trwała balanga. Andrzej wcielił się w kierowcę, który zabierał po kolei autostopowiczki, więc w środku miał gromadkę pięknych dziewczyn. Oczywiście, kiedy kręciliśmy zdjęcia w środku, tir stał na parkingu. Mieliśmy w nim podpięte światło, które w pewnym momencie padło. Wtedy Andrzej zainscenizował spontaniczną imprezę przy świecach. I w tych ciemnościach nagle zaczęło to być prawdziwe. Uznał pewnie, że do niego należy utrzymanie atmosfery. Nie dość, że ją utrzymał, to jeszcze znakomicie podkręcił. Jednak miał też pewne ograniczania w swoich działaniach. Kiedy kręciliśmy teledysk do „Magia to ja”, wymyśliłem sobie, że go postarzę – przysiwię włosy, dodam zmarszczek, zrobię takiego starszego Andrzeja. I on mi wtedy powiedział: „Słuchaj, nie róbmy tego, ja nie chcę wyglądać staro”. Przypomniałem to sobie po tym dramacie październikowym, i tak mi zostało w głowie, że nigdy nie zobaczymy Andrzeja starego”. I dalej: „On był w stanie zaśpiewać wszystko – od opery (bo „Kur zapiał” można uznać za swego rodzaju operę), poprzez jazz, z którego na dobrą sprawę wyszedł, blues, rock i cały pop. Na dodatek, błyskawicznie wszystkiego uczył się. Kiedy miał w Warszawie nagrać duet z Danutą Rinn, wsiadł do mercedesa, przyjechał i zrobił to bez jednego dubla, a następnie od razu wrócił do Krakowa, bo miał przedstawienie. Gdy w studiu padło pytanie: „Dubelka?”, Andrzej odrzekł: „Po co dubelka skoro jest dobrze?” Zbigniew Wodecki nazywał przyjaciela człowiekiem bardzo otwartym i zarazem doskonałym kompanem do nocnych pogaduszek. „Świetnie się z nim gadało do rana, a potem wspólnie leczyło kaca. Myśmy to często robili, bo takie było życie. Wszyscy bardzo dużo kiedyś piliśmy. A na koniec jedliśmy śledzia, którego też trzeba było popić, by się nie zatruć. To był „man”! Jego nie dało się nie lubić. Taki diabełek. A nawet, jeśli przegiął, potrafił przeprosić. W tego typu pracy, kiedy jeździ się po nocach i ma się różne stresy, każdemu zdarza się coś chlapnąć. Ale jeśli mu zdarzyło się parę razy, to na drugi dzień, jak sobie wszystko przemyślał, podchodził i stać go było, by powiedzieć: Stary, przepraszam”. Wodecki zapamiętał trzy rejsy Stefanem Batorym po zatoce, każdy trwający po cztery dni. „Myśmy z Andrzejem, śpiąc w jednej kajucie, byli jak bracia. Pamiętam sztorm z taką falą, że wszyscy, włącznie z marynarzami, mieli chorobę morską. A myśmy przez te noce we troje z barmanem siedzieli przy barze i śpiewali kolędy na trzy głosy. Zero choroby”. Jak podkreślał Andrzej Sikorowski, „Zaucha, choć był duszą towarzystwa, lubił spotykać się przede wszystkim w domach czy mieszkaniach, a nie w miejscach publicznych, jak kawiarnie czy restauracje. Andrzej należał do „kameralistów”, którzy nie lubią dużego tłumu ludzi – oczywiście, poza koncertami. Był osobą popularną i świetnie umiał radzić sobie z popularnością restauracyjną, kiedy podchmieleni ludzie zaczepiali go i strasznie chcieli się z nim napić. Bardzo taktownie im odmawiał. Ale wolał w ogóle takich sytuacji unikać”. Lider grupy Pod Budą zwracał uwagę, że Zaucha nigdy nie upijał się: „Jego organizm chyba był tak wydolny, że do tego nie dochodziło. Przynajmniej nie było tego po nim widać. Był po alkoholu wylewny i przyjacielski, nie miał w sobie cienia agresji. Z nim bardzo dobrze biesiadowało się. Wynikało z tego dużo radości, dowcipów, uśmiechów i przyjacielskich odruchów”.. Andrzej Zaucha musiał trochę poczekać na prawdziwą popularność. DŻAMBLE W latach 1969-1971 Andrzej Zaucha był wokalistą jazz-rockowego zespołu Dżamble. Grupa powstała w 1966 i od początku związana była z Piwnicą pod Baranami. Wykonywali własne wersje standardów, jak „My Funny Valentine”, a także jazzujące piosenki. Pierwszy skład zespołu tworzyli Jan Kaleta (śpiew), Wiesław Wilczkiewicz (gitara), Jerzy Horwath (klawisze), Tadeusz Gogosz (gitara basowa), Jan Budziaszek (perkusja), Edward Anioł (saksofon tenorowy) i Czesław Styczeń (puzon). Wystąpili na Zaduszkach Jazzowych ’66. Przerwali działalność w lutym 1967. Jesienią 1968 Dżamble reaktywowały się, pod patronatem krakowskiego Jazz Clubu Helikon. Trzon grupy tworzyli Jerzy Horwath (klawisze), Marian Pawlik (gitara basowa) i Benedykt Radecki (perkusja). Na początku 1969 dołączył do nich utalentowany samouk, Andrzej Zaucha. Od tego momentu skład grupy ustabilizował się. Rok 1969 okazał się przełomowy dla Dżambli. Muzycy wystąpili na kilku ważnych festiwalach muzycznych, Jazz nad Odrą ’69 (nagroda specjalna oraz nagroda indywidualna dla Zauchy), Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie (I nagroda dla Zauchy), Młodzieżowym Festiwalu Muzycznym w Rybniku i Chorzowie (I nagroda dla zespołu, II i III – dla Zauchy). Wzięli udział także w koncercie „Popołudnie z młodością” podczas festiwalu w Opolu oraz Jazz Jamboree ’69. W czerwcu 1969 Dżamble dokonały pierwszych nagrań dla Młodzieżowego Studia Rytm w Warszawie oraz Rozgłośni Polskiego Radia w Krakowie. Wzięli również udział w programie „Telewizyjny ekran młodych”. Kolejne ważne koncerty to występy w Sali Kongresowej, jako support The Marmalade, a także podczas „Casino Jazz at Night” w Sopocie i na Zaduszkach Jazzowych w Krakowie ’70. Ponadto zespół koncertował na Węgrzech i w Czechosłowacji. Muzycy Dżambli umiejętnie łączyli brzmienie jazzu z rockiem i rhythm and bluesem, stając się czołowym przedstawicielem tego nurtu w Polsce. Sięgali także po teksty znanych poetów – Leszka Aleksandra Moczulskiego czy Jerzego Ficowskiego. Jesienią 1970 zespół opuścił Benedykt Radecki, a jego miejsce zajął Jerzy Bezucha. W lutym 1971 ukazała się debiutancka płyta grupy – „Wołanie o słońce nad światem”. Płyta była bogata brzmieniowo i instrumentalnie. Dojrzałe teksty utworów, oryginalność kompozycji i łatwo rozpoznawalny styl Zauchy, stanowiły o wysokiej pozycji dzieła. Płyta zyskała sobie natychmiast dużą popularność. Złożyło się na nią 9 kompozycji z lat 1969-1970. Teksty utworów zostały napisane przez znanych krakowskich poetów tamtego okresu, a muzykę skomponowali sami członkowie zespołu. Na albumie wystąpili: Andrzej Zaucha – vocal Jerzy Horwath – piano, organ Marian Pawlik – guitar, bass guitar Jerzy Bezucha, Benedykt Radecki – drums Guests: Michał Urbaniak – soprano sax, tenor sax, baritone sax, electric violin Janusz Muniak – soprano sax, tenor sax, flute Zbigniew Seifert – alto sax Tomasz Stańko – trumpet Marek Ałaszewski, Marek Pawlak – vocal Jerzy Bartz, Józef Gawrych – percussion String Quartet, Vocal Quartet, Scouts – backing vocals „Wołanie o słońce nad światem” Full Album 1971 Dżamble z Zauchą występowały w telewizji i na estradach w całej Polsce: Andrzej Zaucha & Dżamble – „Rambling on My Mind”, Live TV 1971 (zapowiada Andrzej Trzaskowski) Andrzej Zaucha & Dżamble – „Naga rzeka”, Audio Andrzej Zaucha & Dżamble – „Szczęście nosi twoje imię”, Audio Andrzej Zaucha & Dżamble – „Wymyśliłem ciebie”, TV Video 1990 Andrzej Zaucha – vocal Jerzy Horwath – piano, keyboards Marian Pawlik – bass guitar Grzegorz Schneider – drums Dżamble rozpadały się i odradzały, pod koniec 1978. Zausze, Pawlikowi i Radeckiemu towarzyszyli wówczas Wiesław Wilczkiewicz (gitara), Ryszard Styła (gitara), Stefan Sendecki (instrumenty klawiszowe) i Ryszard Kwaśniewski (saksofon, klarnet). Po jakimś czasie, Mariana Pawlika zastąpił jego brat, Andrzej Pawlik. W tym składzie grupa dawała koncerty i uczestniczyła w nagraniach własnych oraz innych wykonawców – Maryli Rodowicz czy zespołu Maanam. Nigdy jednak nie odzyskali już dawnej popularności, czego konsekwencją było ostateczne zakończenie działalności w 1981. ANAWA W 1972 Andrzej Zaucha związał się z zespołem Anawa. Został zaproszony przez Jana Kantego Pawluśkiewicza i zajął miejsce Marka Grechuty, po rozstaniu formacji z Grechutą, Ostaszewskim i Jackowskim. Andrzej wystąpił na płycie „Anawa” z 1973, z muzyką Pawluśkiewcza. Zespół postanowił nagrać album koncepcyjny, na temat człowieczeństwa. Pawluśkiewicz dał tu wyraz swoim ówczesnym upodobaniom, mieszając poezję (głównie Leszka Aleksandra Moczulskiego) z awangardą i jazz rockiem. Na tym albumie Zaucha nie tylko śpiewał, ale także grał na perkusji: Anawa & Andrzej Zaucha – „Abyś czuł” from „Anawa”, Audio 1973 Grupa była jednym z uczestników koncertu, towarzyszącego igrzyskom olimpijskim w Monachium, oraz atrakcją najważniejszych imprez kulturalnych środowiska akademickiego. Uczestniczyli w Studenckiej Wiośnie Estradowej ’73 oraz w Inter Copernikaliach. Ich piosenki często gościły na radiowej antenie i w programach telewizyjnych: Andrzej Zaucha & Anawa – „Nie przerywajcie zabawy”, Official Video 1973 Andrzej Zaucha & Anawa – „Tańcząc w powietrzu (Linoskoczek)” , Official Video 1973 Andrzej Zaucha & Anawa – „Abyś czuł”, Official Video 1973 Anawa & Andrzej Zaucha – „Kantata”, Official Video 1973 KARIERA SOLOWA Karierę solową Zaucha rozpoczął w 1980, po paru latach zarobkowych występów zagranicznych. Wziął udział w śpiewogrze Katarzyny Gärtner „Pozłacany warkocz” z 1980. Współpracował z czołówką polskiego jazzu nowoczesnego, z zespołem EXTRA BALL JAROSŁAWA ŚMIETANY: Andrzej Zaucha & Extra Ball – „Dwa kroki w chmurach”, Official Video 1983 Andrzej Zaucha & Extra Ball – „How High the Moon”, Live 1983 Andrzej Zaucha & Extra Ball – „Sen o tamtym lecie”, Audio 1983 Andrzej Zaucha & Extra Ball – „Król bójek w dyskotece”, Audio 1983 a także z zespołami jazzu tradycyjnego – Beale Street Band, Playing Family, jako wokalista, oraz Old Metropolitan Band, jako perkusista. Związany był z zespołami rockowymi – Grupa Doctora Q, Kwadrat i Kasa Chorych: Kasa Chorych i Andrzej Zaucha – „Blues o rannym wstawaniu”, Audio Po występach na Festiwalu w Opolu w latach 1985-1990, Andrzej Zaucha stał się jedną z największych gwiazd polskiej muzyki rozrywkowej: „Byłaś serca biciem” – Live in Opole 1988 „Blondynka” – Live in Opole 1988 „Siódmy rok” – Live in Opole 1988 „Bądź moim natchnieniem” – Live in Opole 1988 „Jeśli chodzi o estradę, to Andrzej wszystko potrafił. Był, można powiedzieć, showmanem w hollywoodzkim stylu. Poruszał się z łatwością w każdym gatunku muzycznym, frazował jak jazzman, a skalą głosu mógł wpędzić w kompleksy niejednego śpiewaka operowego” – wspominał Andrzej Sikorowski. Zaucha dokonał licznych nagrań dla Archiwum Polskiego Radia, a także do filmów i seriali, „Przybysze z Matplanety” i „Gumisie”. Wystąpił w epizodycznych rolach w filmach „Miłość z listy przebojów” (reż. Marek Nowicki), „Misja specjalna” (reż. Janusz Rzeszewski) i „Trzy dni bez wyroku” (reż. Wojciech Wójcik). Zagrał w bufet-operze „Kur zapiał” (muz. Jan Kanty Pawluśkiewicz, libretto Wiesław Dymny), w śpiewogrze „Pozłacany warkocz” (muz. Katarzyna Gaertner, libr. T. Kijonka) i w musicalu „Pan Twardowski” (muz. Janusz Grzywacz, libretto Krzysztof Jasiński). „Wszystkie stworzenia duże i małe” z 1983 to pierwszy autorski album Andrzeja Zauchy. Został nagrany z udziałem zespołu Grupa Doctora Q i zaproszonymi gośćmi. Lista utworów: „Spocznij, Kapturku, zaraz cię zjem, czyli marzenia głodnego wilka”, „Świat przyrody ma swe prawa”, „Żywej mowy dźwięk”, „Miauczy, kwiczy”, „Who Is Who, czyli kto jest kto”, „Z naturą trzeba się zżyć”, „Wszystkie stworzenia duże i małe”, „Tak się czuję”, „Izba przyjęć Doktora Q”, „Za to mi płacą”. Wystąpili: Grupa Doctora Q Winicjusz Chróst – guitar Marek Stefankiewicz – keyboards Arkadiusz Żak – bass guitar Adam Lewandowski – drums Guests: Wojciech Karolak – electric piano, Minimoog, clavinet Henryk Miśkiewicz – alto sax Józef Skrzek – Polymoog, Minimoog, clavinet Ewa Bem – vocal „Wszystkie stworzenia duże i małe” – Andrzej Zaucha i Ewa Bem, Audio 1983 „Z naturą trzeba się zżyć” Audio 1983 Płyta „Stare, nowe, najnowsze” z 1987, drugi album Zauchy, zawierał utwory z lat 1980-1987: „Bezsenność we dwoje”, „Myśmy byli sobie pisani”, „C’est La Vie – Paryż z pocztówki”, „W złotych kroplach deszczu”, „Nie uciekaj mi”, „Jak na lotni”, „Baw się lalkami”, „Póki masz nadzieję”, „Wilczy bilet”: „Póki masz nadzieję” from „Stare, nowe, najnowsze” 1987 Trzeci album, „Andrzej Zaucha”, został nagrany z 21-osobowym Big Bandem Wiesława Pieregorólki w 1987, w Radiu Szczecin, i wydany w 1989 przez Polskie Nagrania Muza. Lista utworów: „Variations on the 'Eye’ Rhyme”, „Love Shining Through”, „Butterfly of Love II”, „Beware of the Music Man”, „I Run for My Life”, „The Second Time Around”, „C’est La Vie – Just a Pipe Dream”. Muzycy: Andrzej Zaucha – vocal Wiesław Pieregorólka – synthesizer, conductor Wojciech Karolak – keyboards Henryk Miśkiewicz, Janusz Muniak, Tomasz Szukalski, Waldemar Kurpiński, Paweł Dalach, Wiesław Wysocki – sax Henryk Majewski, Robert Majewski, Mieczysław Pawelec, Wacław Smoliński, Janusz Kania – trumpet Jerzy Wysocki – guitar Ryszard Sygitowicz – acoustic guitar Dariusz Macioch, Waldemar Wachała, Andrzej Życzyński – trombone Mariusz Bogdanowicz – bass Adam Buczek, Mirosław Żyta – drums Choir in „C’est La Vie – Just a Pipe Dream” „Variations on the 'Eye’ Rhyme”, Live TV 1987 „Love Shining Through” Live TV 1987 „C’est La Vie – Just a Pipe Dream”, Audio 1989 Również w 1989, Studio Malachitowa wydało kasetę, która dopiero w 1992 ukazała się w formie albumu – „Byłaś serca biciem”. Skład na płycie: Andrzej Zaucha – vocal Jerzy Jarosław Dobrzyński – keyboards, sax Zbigniew Matecki – guitar Anna B., B. Skinder, Dobrzyński, Jola Jaszkowska, Zbigniew Książek – backing vocals „Myśmy byli sobie pisani”, Live in Opole 1986 „Piosenka na przebudzenie”, Live TV 1989 „Ostatnia płyta” z 1992 była faktycznie ostatnią w karierze Andrzeja Zauchy. Została wydana przez Selles Records w 1992, już po śmierci artysty. Oprócz znanych utworów, jak „Myśmy byli sobie pisani”, „Siódmy rok” i „Byłaś serca biciem”, album zawierał także mało znane, jak „Piosenka z klawesynem”, „O cudzie w tancbudzie” czy „Rocznicowa piosenka dla Elżbiety i smoka”. Inne wydawnictwa płytowe z udziałem Andrzeja Zuchy, to „Kolędy w Teatrze STU – Halina Frąckowiak, Alicja Majewska, Andrzej Zaucha, Włodzimierz Korcz” z 1991 oraz „Dżamble i Andrzej Zaucha” z 1993 a także wiele składanek i wznowień, w tym „Andrzej Zaucha” 1991, „Drzazgi” 1992, „Czarny Alibaba” 1999, „C’est La Vie” 2004, „Byłaś serca biciem” 2004, „Andrzej Zaucha” 2012, „2 CD z 4-ch kultowych winyli” 2012, „Nieobecność & C’est La Vie” ‎2013, „The Very Best Of” 2015, „C’est La Vie” 2016 oraz „Byłaś serca biciem” 2019. 5-płytowy box „C’est La Vie” z 2004 to unikalny zestaw, wydany przez Universal Music Polska. Zawiera wszystkie największe przeboje Andrzeja Zauchy, zarówno z okresu współpracy z zespołem Dżamble, jak i kariery solowej. To wydawnictwo jest prawdziwą perłą. TRIO SAMI Po nagłej śmierci żony Elżbiety, artysta bardzo zbliżył się do rodziny Andrzeja Sikorowskiego. Potrzebował bliskości ludzi, także ze względu na to, że wychowywał córkę: „Wcześniej obowiązki wychowawcze sprawowała jego małżonka. On był przecież ciągle poza domem. Taki jest nasz zawód, że cały czas jesteśmy gdzieś, w drodze. I nagle spadł na niego dosyć poważny ciężar. Andrzej szukał bliskości, porady, jakiejś otuchy w tym całym nieszczęściu. I wtedy zaczęliśmy być blisko. Wtedy właśnie powstało trio Sami, z Zauchą, Piaseckim i ze mną. Zaczęliśmy jeżdzić po Polsce z tym programem, na początku bardzo mocno improwizowanym. Byliśmy ze sobą nie tylko w chwilach wolnych, ale w i pracy. Prawie nie rozstawaliśmy się. Czuję pewien żal do losu, że Andrzeja nie ma. Odnoszę wrażenie, że miałby cały czas sporo do zaśpiewania, ze względu na wyjątkowy talent wokalny, jakim go los obdarzył, i wyjątkową muzykalność. Myślę, że w dalszym ciągu byłby czynnym estradowcem, a może nawet udawałoby nam się czasami coś razem zaśpiewać”. Piosenki Andrzeja Zauchy: „Bezsenność we dwoje” Official Video 1980 „C’est la vie – Paryż z pocztówki” Official Video 1985 Łucja Prus i Andrzej Zaucha – „Umówmy się na stare lata”, Live in Opole 1985 „Dzień dobry, Mr Blues”, Live in Opole 1985 Hanna Banaszak & Andrzej Zaucha – „Chwile”, Live 1986 „Daj” – Live in Opole 1986 „New York, New York” Live 1986 „Baw się lalkami” Live in Opole 1986 „Bądź moim natchnieniem” Official Video 1987 Sounds Jarosława Śmietany – „How High the Moon” / „Ornithology”, Live TV 1987 Jarosław Śmietana – electric guitar Antoni Dębski – bass guitar Piotr Baron – tenor sax, soprano sax, synthesizer Jacek Pelc – drums Andrzej Zaucha – vocal, percussion „Misty” Live TV 1987 „Czarny Alibaba” – Live in Opole 1987 Andrzej Zaucha & Alibabki – „Wakacje z blondynką”, Live 1988 „Byłaś serca biciem” Live in Opole 1988 „Siódmy rok” – Live in Opole 1989 „Anioł mówił do chłopaków”, Official TV 1989 Andrzej Zaucha & Ryszard Rynkowski – „Ach, te baby” Opole 1990 „Już taki jestem zimny drań” Live in Opole 1990 „Georgia on My Mind” – Live in Teatr STU 1991 „Every Day I Have the Blues” – Andrzej Zaucha & Jarosław Śmietana All Stars, Live 1991 Andrzej Zaucha i Alicja Majewska – „Sunrise, Sunset”, Live 1991 „Mus, męski blues” – Live in Opole 1991 YVES GOULAIS Zazdrosny mąż 11 grudnia 1992 otrzymał za swój czyn wyrok 15 lat więzienia. Kolejno odbywał karę w więzieniach w Krakowie, Nowej Hucie, Trzebini i Warszawie. W trakcie pobytu za kratami skończył filologię polską, kręcił filmy krótkometrażowe, w których grali więźniowie i strażnicy. W więzieniu w Nowej Hucie-Ruszczy założył Studio Filmowe „Zza Krat”, pod którego szyldem powstały filmy „Wyjście” i „Więzienne sny samochodziarza Harry’ego”. Nie odsiedział całego wyroku, został zwolniony kilkanaście miesięcy przed końcem kary. 1 grudnia 2005 Goulais opuścił areszt śledczy w warszawskiej Białołęce, na mocy warunkowego zwolnienia. Zmienił nazwisko, pracuje w branży filmowej jako scenarzysta, mieszka w Warszawie. Andrzej Zaucha spoczął obok żony, na cmentarzu Prądnik Czerwony (cmentarz Batowicki) w Krakowie. [*] Fot. East News / Marek Karewicz / Grzegorz Rogiński / Krzysztof Widerski Odeszli • Brytyjska grupa rockowa grająca blues rock; Brytyjska grupa rockowa, założona w 1969; Brytyjska grupa rockowa z lat 70-tych; Dire , brytyjska grupa rockowa, Judas , brytyjska grupa rockowa, priest, brytyjska grupa rockowa, straits, brytyjska grupa rockowa, Priest brytyjska grupa rockowa; Dire , brytyjska grupa rockowa, Judas
kraj: Polska gatunek: pop, jazz, swing dekady: 1970, 1980, 1990C'est la vieCD 1 - Zaucha i Dżamble: • 1. Święto strachów • 2. Hej, pomóżcie ludzie • 3. Muszę mieć dziewczynę • 4. Naga rzeka • 5. Dziewczyna, w którą wierzę • 6. Masz przewrócone w głowie • 7. Wymyśliłem ciebie • 8. Szczęście nosi twoje imię • 9. Wpatrzeni w siebie • 10. W noc i w dzień • 11. Opuść moje sny • 12. Chciałbyś się zabawić • 13. Drogi nie odnajdę • 14. Sami • 15. Nieobecność • 16. Zakochani staruszkowie • 17. Przed dniem • 18. Bezsenność we dwoje • 19. Bezsenność we dwoje • CD 2 - Zaucha i Anawa • 1. Kto wybiera samotność • 2. Człowiek miarą wszechrzeczy • 3. Abyś czuł • 4. Widzialność marzeń • 5. Ta wiara • 6. Będąc człowiekiem • 7. Stwardnieje ci łza • 8. Tańcząc w powietrzu • 9. Uwierz w nieznane • 10. Kto tobie dał • 11. Nie przerywajcie zabawy • 12. Kantata • CD 3 - Andrzej Zaucha i jazz • 1. Variations On The „Eye” Rhyme • 2. Love Shining Through • 3. Butterfly Of Love II • 4. Beware Of The Music Man • 5. A Tumbleweed • 6. I Run For My Life • 7. The Second Time Around • 8. C’ est la vie – Just A Pipe Of Dream • bonus: • z zespołem Dżamble • 1. Pieśń dokerów z Luandy • 2. Pozwól mi • 3. Wołanie o słońce nad światem • CD 4 - Zaucha i Przyjaciele: • 1. Rozmowa z Jędrkiem - z Andrzejem Sikorowskim i Grupą Pod Budą • 2. Ach te baby – z Ryszardem Rynkowskim • 3. Baśka – z Wolną Grupą Bukowina • 4. Wszystkie stworzenia duże i małe - z Ewą Bem i grupą Doktora Q • 5. Kto ci szczęście da - z grupą Kwadrat • 6. Obojętnie kim jesteś – z grupą Kwadrat • 7. Spróbuj mnie dogonić - z grupą Kwadrat • 8. Pójdziemy na wagary - z Krystyną Prońko • 9. Na cztery ręce - z Danutą Błażejczyk • 10. Kto by chciał kupić coś takiego - z Ewą Bem • 11. Sunrise Sunset - z Alicją Majewską, z musicalu „Skrzypek na dachu” • 12. Blues o rannym wstawaniu - z Kasą Chorych • 13. Spocznij kapturku, zaraz cię zjem - czyli marzenia głodnego wilka - z grupą Doktora Q • 14. Nie pieprz Pietrze - z Ewą Bem • 15. Co jest grane - z Ewą Bem • 16. Wieczór nad rzeką zdarzeń - z Koman Band • bonus: • 1. C’est la vie - wyk. Andrzej sikorowski, Grzegorz Turnau, Zbigniew Wodecki, Andrzej Zaucha • CD 5 - Zaucha - C’est la vie: • 1. Bądź moim natchnieniem • 2. Dzień dobry, Mr Blues • 3. Myśmy byli sobie pisani • 4. Jak na lotni • 5. Baw się lalkami • 6. Nasz bal • 7. W zasadzie- muz. Janusz Koman, sł. Maria Czubaszek • 8. Już taki jestem zimny drań • 9. Budzi się lęk • 11. Córuni pod poduszkę • 12. Gdzie ta muzyczka • 13. Księżniczka • 14. Byłaś serca biciem • 15. Wilczy bilet- muz. i sł . Jacek Skubikowski) • 16. Jesteś i będziesz wspomnieniem • 17. Poza mną tamten czas • 18. C’est la vie - Paryż z pocztówkiCzarny Alibaba (Złota Kolekcja)1. Byłaś Serca Biciem • 2. C`est La Vie - Paryż Z Pocztówki • 3. Czarny Alibaba • 4. Bądż Moim Natchnieniem • 5. Dzień Dobry Mr. Blues • 6. Myśmy Byli Sobie Pisani • 7. Zielono Mi • 8. Wszystkie Stworzinia Duże I Małe • 9. Jak Na Lotni • 10. Bezsenność We Dwoje • 11. Baw Się Lalkami • 12. Julo Czyli Mus Męski Blues • 13. Leniwy Diabeł • 14. Wieczór Nad Rzeką Zdarzeń • 15. Masz Przewrócone W Głowie • 16. Wymyśliłem Ciebie • 17. Szczęście Nosi Twoje Imię • 18. Wołanie O Słońce Nad ŚwiatemAnioł mówił do chłopaków Baw się lalkami 1999Bezsenność we dwoje Byłaś Serca Biciem 1999Bądź moim natchnieniem Czarny Alibaba 1999C'est la vie 1999Dzień Dobry Mister Blues 1999Gdy śliczna Panna 2009Jak na lotni Lulajże Jezuniu 2009Wymyśliłem Ciebie Wśród nocnej ciszy 2009Z narodzenia Pana 2009Zielono mi
Laboratorium (zespół muzyczny) Z Wikipedii, wolnej encyklopedii. – polski zespół . Jego muzyka posłużyła za inspirację wielu późniejszym wykonawcom. Formacja została założona w Krakowie 1970 roku. Pierwszy składy grupy Laboratorium tworzyli: Janusz Grzywacz ( fortepian ), Marek Stryszowski ( fagot, śpiew ), Wacław Łoziński

Trud dla Was wielki dziś podejmuję. Powinienem, ba, sam chcę, opisać Wam w krótkiej formie postać muzycznego geniusza, konkretnie zaś Andrzeja Zauchy. Powodów, jak najbardziej zasadnych, pojawiło się w ostatnich dniach wiele. A były to: 30 rocznica tragicznej śmierci artysty, promocja kolejnej książkowej biografii oraz płyty jemu poświęconej, wreszcie seria specjalnych spotkań i koncertów w jego ukochanym Krakowie. Kim był Andrzej Zaucha i dlaczego aż tak obficie go wspominają, nie tylko pod Wawelem, wiedzieć powinniście, choć młodsze pokolenia – niekoniecznie. Młodzież niezorientowaną informuję więc życzliwie, że w odległej dla niej przeszłości Andrzej Zaucha był prawie olimpijskim kajakarzem, prawie pełnoprawnym zecerem, perkusistą, tancerzem, aktorem teatralnym i musicalowym, saksofonistą altowym, artystą kabaretowym. A przede wszystkim był wokalistą tak znakomitym i wszechstronnym, że porównywano go do Raya Charlesa, Elvisa Presleya, Toma Jonesa. Jego wokalny warsztat i skala głosu sprawiły, że wielu nawet współczesnych muzyków, nazwisko Zauchy zgodnie wymienia jako ich wokalny wzorzec z Sevres. Był postacią na tyle znaczącą, że autorzy ścigają się w jego życia opisywaniu. Dopiero co skończyłem lekturę ubiegłorocznej biografii Zauchy pt. Serca bicie (Katarzyna Olkowicz, Piotr Baran), a już poczułem się w obowiązku nową książkę poświęconą mu czytać. To Życie bierz mnie. Muzykowi przyjrzał się Jarek Szubrycht. Zaskoczyło mnie to, gdyż Szubrychta kojarzyłem raczej z muzyką nowocześniejszą, z rockiem bardziej związaną, niż z wysublimowanym jazzem i soulem. Zdziwiłem się tym bardziej, że autora (rocznik 1974) przecież nie było na świecie, gdy Zaucha sukcesy pierwsze z Dżamblami i Anawą odnosił, a pacholęciem Jarek był, gdy jeszcze większa sława kariery solowej na Zauchę spłynęła. Czymże więc dorosłego Szubrychta na tyle porwał i kulturowo zafascynował, że po trzech dekadach od śmierci Zauchy zdecydował się mu książkę poświęcić? Wytłumaczył mi, że Ten głos usłyszał w telewizyjnej popołudniówce dla dzieci Przybysze z Matplanety,kojarzył go z Gumisiami. Doroślejąc, zaczął interesować się punkiem i metalem, i innymi gatunkami muzyki. Gdzieś tam usłyszał jednak także Zauchę. I tak, przypomniał sobie, że szanowany w innych gatunkach artysta, to wokalny bohater jego dzieciństwa, czyli Pan, który śpiewał Gumisie. Jak to wspominanie Szubrychtowi wyszło? Zaprawdę, piszę Wam – nadzwyczaj udanie. Powstała rzetelna biografia (objętościowo dwukrotnie większa od konkurencji) wsparta ponad 60rozmowami z bohaterami tamtych czasów w polskiej muzyce, którzy z Zauchą współpracowali, i go do dziś z uwielbieniem i szacunkiem pamiętają. Największą zaletą tej książki jest, że nie tylko portretuje i dokumentuje wielkiego artystę. To także świetna opowieść o niezwykłym okresie w polskiej muzyce. Młodzi mogą nie wiedzieć, ale siermiężny komunizm na przełomie lat 60. i 70. zaczął słabnąć, także dzięki buntowi ówczesnej młodzieży. A w muzyce doszło do prawdziwej rewolucji. Mieszały się gatunki – z bigbitu rodził się rock, ewoluował blues, powstawało jazz-rockowe muzyczne fusion, przebijały się R’n’b czy soul. Mekką tych zjawisk był ówczesny Kraków, w którym jak grzyby po deszczu wyrastały takie grupy, jak Dżamble, Maanam, Anawa, Old Metropolitan Band, Laboratorium. W wielu z tych legendarnych projektów uczestniczył Andrzej Zaucha. Mimo niskiego wzrostu, człowiek wielkiego głosu, muzycznie wszechstronnie uzdolniony, o współpracę z którym zabiegały największe gwiazdy. Książkę Jarka Szubrychta połknąłem w jeden weekend, tak interesującą opowieścią o tamtych czasach się okazała, wspartą wieloma anegdotami. Zaucha najbliżej związał się z legendarnym krakowskim Klubem Studenckim Pod Jaszczurami, który tętnił w opisywanych latach muzyczną rewolucją, jazzowymi i rockowymi koncertami. Zaucha brylował w tym towarzystwie, stając się kultową postacią klubu. Takim wspominaliśmy go podczas promocji książki Szubrychta, a także okolicznościowego spotkania. Towarzyszył spotkaniu koncert krakowskich artystów, nie zabrakło występu przyjaciela, Andrzeja Sikorowskiego. W podziemiach Jaszczurów, zwanych Żyrafami, otwarto także na stałe Zaułek Zauchy, z galerią fotografii i rysunków. Dni zaledwie kilka minęło od jaszczurowego wspominania Zauchy, a już popedałowałem do Nowohuckiego Centrum Kultury na koncert – A Tribute to Andrzej Zaucha, zorganizowany w ramach 57. Studenckiego Festiwalu Piosenki. Gnała mnie nań dopiero co przesłuchana płyta Kuby Badacha, pod takim właśnie tytułem, a to Badach właśnie był głównym wykonawcą tego wydarzenia. Wspomagany przez znakomitych muzyków oraz wokalne gwiazdy sceny ( Beata Rybotycka, Grażyna Łobaszewska) zaprezentował repertuar tego albumu, który już otrzymał status Złotej Płyty. Niezapomniane przeboje Zauchy, takie jak Czarny Alibaba czy Byłaś serca biciem w nowych aranżacjach Jacka Piskorza i samego Kuby Badacha ujawniły nam ponadczasowość i muzyczną wielowymiarowość tych utworów, potwierdzających muzyczny geniusz Zauchy. Wspominających Andrzeja Zauchę w tych dniach w Krakowie dopadała jedna smutna konstatacja. Czy naprawdę musiało dojść do tego, że zaledwie 42 letni Andrzej Zaucha musiał tragicznie odejść, zastrzelony w afekcie przez zazdrosnego, francuskiego małżonka swej nieformalnej partnerki? To pytanie bez odpowiedzi. I nie warto jej szukać. Dlatego, lepszą propozycję dla Was mam. Słuchajcie Zauchy, czytajcie o nim, polecajcie go nowym pokoleniom. Niech czar Czarnego Alibaby polskiej sceny trwa. Dariusz Łanocha

Rozwiązaniem tej krzyżówki jest 7 długie litery i zaczyna się od litery Ś. Poniżej znajdziesz poprawną odpowiedź na krzyżówkę polska grupa rockowa, jeśli potrzebujesz dodatkowej pomocy w zakończeniu krzyżówki, kontynuuj nawigację i wypróbuj naszą funkcję wyszukiwania. Andrzej Zaucha Myślę, że lejtmotywem niniejszej opowieści powinno być to, że to był strasznie sympatyczny i dobry facet Andrzej Sikorowski Wstęp Andrzej Zaucha jest artystą tajemniczym. Wybitny wokalista, uwielbiany za barwę głosu i umiejętności wokalne, znany jest przede wszystkim z piosenki otwierającej bajkę pt. Gumisie oraz kupletów, które wykonał z Ryszardem Rynkowskim na Festiwalu Piosenki w Opolu. Wąska grupa melomanów wie, iż artysta był również utalentowanym jazzmanem. Od paru lat następuje restytucja jego twórczości: powstają wznowienia płyt, filmy dokumentalne, artykuły itd. Warto również potraktować jego życie i twórczość jako studium muzyka zmagającego się z dylematem wyboru artystycznej ścieżki. Czy pracować na swoją sławę i popularność? Czy traktować swój talent jako narzędzie do zarabiania pieniędzy? Czy może w imię wartości wyższych oddać się tworzeniu sztuki, stać się znanym bardzo wąskiej grupie odbiorców, skazując się na niedostatek? Zaucha to postać tragiczna. Nie tyle ze względu na jego śmierć, ale przede wszystkim ze względu na rozdarcie pomiędzy komercyjną estradą i niekomercyjnym jazzem. Na przykładzie licznych rozmów, jakie przeprowadziłam z muzykami znającymi piosenkarza, postaram się nakreślić profil jego artystycznej osobowości. Młodość Andrzej Zaucha urodził się 12 stycznia 1949 roku w Krakowie[1]. Jego przygoda z muzyką trwała praktycznie od urodzenia. Ojciec piosenkarza był perkusistą i grywał w chałturniczych zespołach muzykę do tańca. Sam Zaucha tak wspomina swoje pierwsze kroki: Pierwszy raz w życiu wystąpiłem publicznie, kiedy miałem osiem lat. Tak! Jego (mojego ojca – przyp. aut.) tak rozbolały zęby, że musiał lecieć na pogotowie. A zespół musiał grać więc za bębnami posadzili mnie. Nawet specjalnie się nie krzywili ci starsi panowie, z którymi grywał ojciec... na to moje bębnienie... To zabawne było, bo ledwo sięgałem nogami do „stopy”[2]. Andrzej grał, przez cały okres szkoły podstawowej, w różnych składach amatorskich i półprofesjonalnych. Były to głównie zespoły wykonujące muzykę do tańca. Zaucha nigdy nie odebrał muzycznego wykształcenia. Po ukończeniu szkoły podstawowej poszedł do szkoły zawodowej, by uzyskać zawód zecera[3]. Do szesnastego roku życia Zaucha trenował kajakarstwo. Zdobył trzykrotnie mistrzostwo Polski. Byłem typowany na olimpiadę, – wspomina – która miała być w Tokio, ale dostałem propozycję grania na perkusji w zespole „Czarty” i w ciągu jednego dnia rzuciłem z hukiem cały ten sport[4]. Zespoły taneczne były w latach sześćdziesiątych bardzo popularne. W samym Krakowie było ich kilkanaście[5]. Między innymi: Zdrój Jana, Czarne Perły, Ryszardy, Tytani[6]. Zaucha w zespole Czarty nie rozpoczął kariery jako wokalista. Tak jak w poprzednich zespołach grał na perkusji. Zaucha zdecydowanie nie był wirtuozem. Ale miał za to kilka świetnych atutów. Nienagannie trzymał time[7], w jego graniu panował ogromny porządek, poza tym świetnie poruszał się po różnych stylach. Dixieland brzmiał jak Dixieland, swing był swingiem. Umiał też uderzyć mocnego rocka[8] – wspomina Janusz Grzywacz. Sam artysta tak wspomina ten okres: graliśmy w bardzo popularnych podówczas miejscach, takich jak klub „U Wandera” przy ul. Mogilskiej, klub „Oaza” na boisku, „Kabla” w Płaszowie, czy w Domu Socjalnym na Reymonta. (…) W którąś sobotę przychodzę do sali, w której graliśmy i widzę jakiegoś faceta, który rozkłada bębny... Oczywiście, od razu pomyślałem, że mnie wyrzucili... A tu podchodzi do mnie kierownik zespołu i mówi: wiesz, teraz jest taka nowa moda, żeby ktoś w zespole śpiewał... żaden z nas nie umie, więc pomyśleliśmy, że ty spróbujesz, bo ty znasz te wszystkie nowe piosenki... no to zatrudniliśmy nowego perkusistę, a ty będziesz wokalistą[9]. Zespół Czarty działał w latach około 1965–1968. Następnie Zaucha śpiewał w amatorskim zespole Telstar Andrzeja Kadłuczki. W międzyczasie miał okazję zapoznać się z muzyką inną niż taneczny big beat. Na początku lat sześćdziesiątych jego matka emigrowała do Francji i choć Zaucha został w Polsce – wychowywał się u ciotki – kilkakrotnie odwiedzał swoją mamę za granicą. W 1967 roku albo na początku 1968 wyjechałem do Francji. – wspomina piosenkarz – Tam pierwszy raz usłyszałem gościa, który się nazywa Ray Charles. Kupiłem jego płytę z utworami takimi jak „Georgia on My Mind”, „Woopi Yoopi” i „I Can't Stop Lovin You”. Zakochałem się w tych utworach, nauczyłem i po przyjeździe do Krakowa zmieniłem zupełnie styl śpiewania. W Polsce nikt dotychczas tak nie śpiewał. Śpiewało się Toma Jonesa, takie utwory jak „Deliah” itp. A tu nagle w Krakowie jakiś facecik zaczął śpiewać Charlesa[10]. Nowatorstwo i, jak na Polskie warunki, oryginalna technika wokalna, spowodowały, iż w środowisku jazzowym Zaucha stał się rozpoznawalny. I nie ma wątpliwości, że jego unikalna jak na owe czasy technika wokalna sprawiły, iż zainteresował się nim rythm-and-bluesowy zespół Dżamble. Dżamble Dżamble kojarzone z kwartetem z Zauchą w roli głównej, zostały założone trzy lata przed dołączeniem wokalisty do zespołu tj. w roku 1966. Nazwę zespołu wymyślił Igor Jarecki. W pierwszym składzie grali: Tadeusz Gogosz (gitara basowa), Jan Budziaszek (perkusja), Wiesław Wilczkiewicz (gitara), Jerzy Horwath (fortepian), Edward Anioł (saksofon tenorowy), Czesław Styczeń (puzon), Jan Kaleta (wokal)[11]. Zespół jednak rozpadł się w lutym 1967. Jesienią '67 doszło do nieudanej reaktywacji, by rok później przez krakowski klub „Helikon” zostać powołanym do życia po raz kolejny, w innym, znacznie okrojonym, składzie. Z pierwotnego zespołu został bowiem jedynie Jerzy Horwath. Budziaszka zastąpił Benedykt Radecki, a Gogosza - Marian Pawlik (gitara basowa). Wokalistą był Marek Pawlak[12]. Niemniej, jak opowiada Marian Pawlik, współpraca z Pawlakiem nie należała do udanych. Nie dało się z nim nic zrobić – wspomina Pawlik – mimo wspaniałego głosu, śpiewał jak Tom Jones, był osobą bardzo niekompetentną. Przedkładał życie towarzyskie nad rozwój muzyczny. Nie przychodził na próby, a co gorsza często nawet nie było go na jego własnych koncertach. Dowiedzieliśmy się wtedy od kolegi, że w klubie Polfy, tuż przy Rondzie Mogilskim razem z Kadłuczką śpiewa jakiś młody niezwykle utalentowany chłopak. Pojechaliśmy więc, ale za pierwszym razem nie przypadł nam do gustu. Śpiewał jakieś polskie kawałki big-beatowe[13]. Postanowiliśmy więc dać szansę jeszcze Pawlakowi, ale ten wpakował się w jakieś kłopoty i trafił do aresztu. Pojechaliśmy więc do „Polfy” ponownie i na nasze szczęście nie było wtedy żadnego wieczorku tanecznego. Andrzej mógł więc śpiewać zupełnie inny repertuar. Taki jaki chciał, a nie jaki wymagała od niego publiczność. Śpiewał Charlesa. A jak zaśpiewał „Georgię” to od razu wiedzieliśmy, że to jest to[14]. Dżamble już wtedy miały określoną wizję artystyczną. Chcieli grać muzykę rythm-and- bluesową, połączoną z jazz-rockiem. Mieli też na koncie pierwsze własne kompozycje. To przekonało Zauchę od razu i w marcu 1969 roku rozpoczęła się jego współpraca z zespołem. Dwa tygodnie później wyjechali na konkurs „Jazz nad Odrą”, gdzie wykonywali utwory Otisa Reddinga. Występ został przyjęty entuzjastycznie. Zespół zdobył nagrodę specjalną i nagrodę indywidualną dla Zauchy. Występ wspomina Tomasz Tłuczkiewicz: To był chyba 68 lub 69 rok. Nie pamiętam dokładnie. W każdym razie był to rok kiedy człowiek wylądował na księżycu. W finale „Jazzu nad Odrą” występowało kilka świetnych zespołów między innymi zespół „Romuald i Roman”, którego byłem menadżerem oraz Dżamble. Dżamble były bezkonkurencyjne, a myśmy zajęli drugie miejsce[15]. Choć muszę jednocześnie podkreślić, że „Romuald i Roman” często podobał się publiczności bardziej. Głównie z tego względu, że grali łatwiejszą muzykę[16]. Dżamble zaś szły za ciosem. W tym samym roku zespół wystąpił na IV Festiwalu Kultury Studenckiej w Krakowie, gdzie ex aequo z Danielem Kłoskiem Zaucha zdobył pierwszą nagrodę, oraz w koncercie „Popołudnie z młodością" VII KFPP w Opolu. Sukcesem zakończył się udział w finale zorganizowanego w Rybniku i Chorzowie II Młodzieżowego Festiwalu Muzycznego w 1969 roku, gdzie kwartet z Krakowa w kategorii zespołów zdobył pierwsze miejsce, zaś Andrzej w kategorii wokalistów drugie i trzecie miejsce ex aequo z Waldemarem Koconiem[17]. W międzyczasie muzycy tworzyli własne utwory. W latach 1969–1970 dokonali serii nagrań piosenek dla wytwórni płytowej Polskie Nagrania Muza. Muzykę komponowali zazwyczaj Jerzy Horwath i Marian Pawlik. Jeden utwór – Nagą rzekę – napisał Zaucha. I tak w 71 roku światło dzienne ujrzała pierwsza i niestety jedyna płyta Dżambli – zatytułowana Wołanie o słońce nad światem. Wydawnictwo składało się z dziewięciu utworów skomponowanych do tekstów Leszka Aleksandra Moczulskiego, Tadeusza Śliwiaka, Jerzego Ficowskego i Adama Kawy. Wielką wagę – wspomina Marian Pawlik – przykładaliśmy w tych utworach nie tylko do warstwy muzycznej, ale i tekstowej. Chcieliśmy, by nasza muzyka, w każdym aspekcie coś wyrażała. Ambitna muzyka miała iść w parze razem z ambitnym tekstem. I nie chodziło nam wcale o poezję. Miały to być teksty piosenkowe. Proste, ale nie prymitywne. Wymyśliliśmy, że na płycie piosenki splotą się w miłosną opowieść[18]. Na debiutanckim krążku zagościli również znani jazzmani: Tomasz Stańko, Michał Urbaniak, Janusz Muniak i Zbigniew Seifert. W pierwotnym zamyśle utwory na płycie miały być ułożone tematycznie. Muzykom chodziło o to, by wskutek ich zestawienia stworzyć opowieść o samotnym mężczyźnie (piosenka Muszę mieć dziewczynę), który tworzy w swej wyobraźni ideał kobiety (piosenka Wymyśliłem Ciebie), przebywa z nią w swych snach i marzeniach (piosenki: Naga rzeka, Dziewczyna, w którą wierzę), niemniej miłość do wyimaginowanego obiektu jest niszcząca, mężczyzna stara się więc znaleźć prawdziwą ukochaną (piosenka W noc i w dzień), by uwolnić się od fantazji (piosenka Opuść moje sny), na rzecz prawdziwego związku (piosenka Wpatrzeni w siebie). Wizja młodych muzyków niestety nie przekonała wytwórni Polskie Nagrania. Ostatecznie piosenki ukazały się w innej kolejności. Z bliżej nie wyjaśnionych przyczyn zrezygnowano również z zamieszczenia na płycie świetnego utworu Opuść moje sny. Powyższa decyzja, jak i zapewne inne względy, doprowadziły do konfliktu między zespołem a wytwórnią. Pierwsza porażka zwycięzców spowodowała również rozpad grupy. Młodzi muzycy zadziwiali wszechstronnością. Oto w okresie muzycznej monotonii big bitu pojawił się w polskim życiu artystycznym zespół, który poruszał się pomiędzy jazzem, rockiem, rythm’n’bluesem oraz (nie bójmy się tego słowa) piosenką autorską. Grał na dodatek świeżo, oryginalnie i perfekcyjnie. Jak to zwykle bywa, ambitna muzyka nie spotkała się zbyt entuzjastycznym odbiorem w szerszym gronie słuchaczy. Dżamble znani byli głównie muzycznym melomanom, byli również ogromnie cenieni w środowisku profesjonalnych muzyków. Niedocenienie, połączone z konfliktem z Polskimi Nagraniami oraz wyjazdem niektórych muzyków za granicę, zdecydowało o tym, iż grupa w 1972 roku się rozpadła. Z końcem 1978 Dżamble odrodziły się. Grupa występowała tym razem w składzie: Andrzej Zaucha (śpiew, trąbka, saksofon, instrumenty perkusyjne), Marian Pawlik (gitara basowa), Benedykt Radecki (perkusja), Ryszard Styła (gitara), Stefan Sendecki (fortepian) i Ryszard Kwaśniewski (saksofon, klarnet). W tym składzie grupa dokonywała koncertów i brała udział w nagraniach innych wykonawców, takich jak Maryla Rodowicz czy zespołu Maanam. Nigdy jednak nie odzyskała dawnej popularności, czego konsekwencją było ostateczne zawieszenie działalności w 1981 roku[19]. Anawa Andrzej Zaucha po rozpadzie Dżambli nie pozostawał długo bezrobotny. Na przełomie roku 1971/1972, na skutek trwającego od dłuższego czasu konfliktu, odszedł z zespołu Anawa Marek Grechuta. Jak wspomina Piotr Baron: Czołowa polska grupa muzyczna u szczytu swojej sławy znalazła się bez wokalisty. Nic więc dziwnego, że oczy Jana Kantego Pawluśkiewicza, muzycznego lidera grupy, zwróciły się w kierunku Zauchy. Wszyscy już wtedy bowiem wiedzieli, że Andrzej jest najlepszy i że jest w stanie zaśpiewać wszystko[20]. Sam lider Anawy, tj. Jan Pawluśkiewicz, przyczyny zawiązania współpracy z Zauchą przedstawia w bardziej przyziemny sposób. Szukałem do zespołu wokalisty, a Andrzej świetnie śpiewał. Ale mnie przekonywał inny, znacznie ważniejszy dla mnie wtedy argument. Andrzej nie miał zapędów literackich, kompozytorskich, nie miał również cech przywódczych. Wydawał mi się on więc człowiekiem przede wszystkim bezpiecznym, wiedziałem bowiem, że to nie będzie osoba, która będzie chciała lansować coś własnego. Miałem wizję dla zespołu Anawa bardzo wyraźną i sprecyzowaną. Chciałem pójść w stronę eksperymentu, awangardy, chciałem pobawić się trochę jazzem, trochę rockiem. Miałem gotowe kompozycje, napisane teksty. Potrzebowałem więc osoby, która to wszystko po prostu bardzo dobrze wykona. Andrzej wydawał mi się idealny, gdyż współpraca z nim nie groziła kolizją interesów. Warto przy tym podkreślić, że półtoragodzinny program Andrzej opanował w ciągu dosłownie kilku prób. Andrzej nie znał nut. Wszystkiego uczył się ze słuchu. Grałem więc mu linię melodyczną do piosenki, a on ją bezbłędnie powtarzał. Wracał do domu. Pewnie w głowie przetwarzał sobie te melodie, gdyż wracał na następną próbę z gotowym arcydziełem[21]. Przed Zauchą stanęło nowe wyznanie. Oto znalazł się w zespole, który bardziej nad technikę wokalną i jazzowy feeling czy frazowanie stawiał interpretację tekstów. Zespół Dżamble zwracał oczywiście uwagę na tekst, niemniej stylistycznie był oddalony od poezji śpiewanej. Tymczasem Anawa kontynuowała nurt zapoczątkowany w płycie Korowód wydanej jeszcze z Grechutą. Był to nurt poruszający w tekstach problemy egzystencjalne. Pawluśkiewicz komponował do poezji Leszka Aleksandra Moczulskiego, Ryszarda Krynickiego. Napisał też muzykę do fragmentu Eposu o Gilgameszu i fragmentu rozprawy filozoficznej Giordano Bruno. W zespole Anawa po raz pierwszy zetknąłem się z poezją w sensie wykonawczym. Wstyd się przyznać, ale dopiero wtedy zacząłem zwracać uwagę na tekst. Nie w sensie zrozumienia, ale odpowiedniej interpunkcji – wspomina Zaucha[22]. Andrzej znalazł się w skrajnej sytuacji – twierdzi Jarosław Śmietana, gitarzysta jazzowy – znalazł się w zespole, w którym do tej pory opierał się na ogromnej osobowości Grechuty. Musiał nagle odnaleźć się w stylu tak od niego odległym. Z jednej strony swój śpiew znacznie uprościć, z drugiej nie zatracić swojej osobowości. I oczywiście wyszło mu to po mistrzowsku[23]. Współpraca zaowocowała płytą zatytułowaną Anawa: Tańcząc w słońcu, nagraną w roku 1972, a wydaną 1973. W jej realizacji, obok Pawluśkiewicza i Zauchy, wzięli udział: Anna Wótowicz (wiolonczela), Zygmunt Kaczmarski (skrzypce, gitara), Jan Gorciarczyk (kontrabas), Tadeusz Kożuch (altówka, trąbka), Zbigniew Frankowski (gitara, śpiew), Eugeniusz Makówka (perkusja) oraz gościnnie Benedykt Radecki. Anawa to płyta z muzyką bardziej eksperymentalną i trudniejszą w porównaniu do poprzednich produkcji, jakie miały miejsce z Grechutą. Podkreśla to sam kompozytor: z Markiem (Grechutą – przyp. aut.) graliśmy foremne piosenki, nawiązujące trochę do muzyki barokowej, trochę do rozrywkowej, wszystko było idealne i poukładane. Ja zaś pragnąłem więcej eksperymentu. Chciałem uchwycić to, co w ówczesnych czasach wisiało w krakowskim „powietrzu”, a mianowicie hinduizmy, jazz, rock, awangarda”. I faktycznie. Anawa to płyta fuzji, gdzie utwory a cappella, stylizowane na chorały średniowieczne, zestawione są z rockowymi beatami, improwizacjami i wschodnimi skalami muzycznymi. Wszystko to układa się w interesującą całość i przez wielu krytyków Anawa została okrzyknięta najlepszą, choć najmniej znaną płytą zespołu. Współpraca Zauchy z Anawą trwała niespełna półtora roku. Dwa tygodniu po nagraniu płyty Andrzej przyszedł i powiedział, że chciałby zrezygnować, uczy się grać na saksofonie i wyjeżdża do knajpy na zachód. Było to dla mnie zaskoczeniem. Zespół dopiero nabierał wiatru w żagle. Nagraliśmy płytę, która nota bene na rynku miała się ukazać dopiero za kilka miesięcy. Perspektywy koncertów dopiero się przed nami otwierały – wspomina Jan Kanty Pawluśkiewicz[24], ale jednocześnie przyznaje: w odejściu Andrzeja było trochę mojej winy. Podczas pracy nad utworami chciałem nakierować go na drogę intelektualną. Namawiałem go do kontemplacji filozoficznej, lektury Taoizmu, mając świadomość, że jego to guzik obchodzi. Poza tym nic z tego nie rozumiał. Żył w zupełnie innym świecie. Andrzej lubił biesiadować i znacznie ważniejszym od przeżyć intelektualnych były dla niego spotkania towarzyskie i dobra zabawa. Tymczasem Anawa to było coś więcej niż samo muzykowanie. Była literatura, medytacja, filozofia. To nie były jego rewiry. Andrzej był umęczony moimi nagabywaniami[25]. Była jeszcze jedna przyczyna, która zadecydowała o odejściu Zauchy z zespołu Anawa. Wokalista był już żonaty i miał malutką córeczkę – Agnieszkę. Wyjazd na Zachód oznaczał większy zarobek dla niego i jego rodziny. Zespół Pawluśkiewicza, mimo iż popularny, nie gwarantował takich przychodów, jak praca za granicą. Kolejny argument przytacza z kolei saksofonista jazzowy Piotr Baron: W czasach reżimu sowieckiego znacznie ważniejsze od nagrania płyty czy tworzenia sztuki przez duże „SZ”, było zaczerpnięcie łyka wolności, wyjazd na zachód, ucieczka na pół roku od ZOMO. Mnie decyzja Zauchy nie dziwi, ponieważ w ten sposób działali wszyscy, ze mną włącznie. Trzeba było dbać o wolność. A taką namiastką był wyjazd do Niemiec czy Szwajcarii[26]. Pierwszy wyjazd miał miejsce z zespołem Andrzeja Ibka. Zaucha wyjechał w zastępstwie za Jarosława Dobrzyńskiego. Jednym z warunków kontraktu był wymóg, by wokalista jednocześnie grał na saksofonie. Słynna jest już anegdota, iż specjalnie na ten wyjazd Zaucha opanował podstawy gry na tym instrumencie w dwa tygodnie[27]. Zespół z sukcesem wyjechał na kilka miesięcy do Szwecji. Zaucha dołączył następnie do zespołu Mini Max, z którym podróżował po Europie i w którym występował jako wokalista i saksofonista. Współpraca z zespołem trwała przez cały okres końca lat 70. i początek lat 80. Jego podstawowy skład tworzyli: Jerzy Piwowarski (gitata basowa), Janusz Lorenz (gitara), Janusz Gajec (perkusja), Eugeniusz Puchalski (fortepian), Andrzej Zaucha (wokal)[28]. Nietypowej współpracy w ramach wyjazdów zarobkowych podjął się w latach 1974–1976 z grupą Old Metropolitan Band. W jej skład wchodzili pierwotnie Ryszard Kopciuch-Maturski (kontrabas), Tadeusza Oferta (banjo), Czesława Dworzański (perkusja), Wiesław Kurpowski (klarnet), Marek Michalak (puzon), Henryk Słaboszowski (fortepian)[29]. Zaucha zaś nie dołączył do zespołu jako wokalista, tylko jako… perkusista, zastępując Czesława Dworzańskiego. Określiłbym to jako powrót do korzeni. – skomentuje to Zaucha – Zaczynałem od bębnów i po latach zasiadłem za bębnami[30]. Old Metropolitan Band był pod koniec lat 70. znanym, ustabilizowanym zespołem. Ryszard Kopciuch, lider, wspomina: Od 1970 roku zaczęliśmy zdobywać laury i jeździć do Niemiec, Danii, Holandii, Szwajcarii. Europa stanęła przed nami otworem! Byliśmy dość dobrze zagnieżdżeni na tamtym rynku. W Niemczech działało wówczas 130 klubów czysto jazzowych[31]. Sam Zaucha przyznał, że wpierw był przerażony graniem na perkusji[32]. Szybko też wyszło na jaw, że nie może porzucić śpiewu i zająć się graniem wyłącznie na instrumencie. Przez jakiś czas grał z nami na bębnach Andrzej Zaucha. – wspomina Ryszard Kopciuch – Ale gdy grał na harmonijce ustnej i śpiewał, to odchodził od bębnów. Wówczas powstawał bezbębnowy skład. (…) Jak na zespół Dixielandowy było to dość odważne posunięcie, ponieważ Niemcy nie wyobrażali sobie, jak można grać jazz tradycyjny bez bębnów[33]. Z drugiej strony, mimo niekonwencjonalnych zachowań perkusisty, zespół był niezwykle popularny. Po współpracy Zauchy z Old Metropolitan Band pozostał ślad w postaci nagranej 1975 roku płyty. Jest to rejestracja koncertu w Jazz-Clubie Hannover. Był to wspaniały klub, w którym grali tacy goście jak Dizzy Gillespie czy Miles. Ten klub ma znakomitą akustykę - opowiadał Zaucha[34]. Na płycie Andrzej śpiewał „Georgię” i grał na harmonijce. Graliśmy z fortepianem bez bębnów, ze skrzypcami bez bębnów i z bębnami[35]. Płyta nosi tytuł Live in Jazz Club Hannover. Muzycy wykonują na niej standardy jazzowe takie jak: Sweet Georgia Brown, Caravan, Honeysuckle Rose, Georgia on My Mind czy Mack the Knife. Wyjazdy na Zachód pozostawiały jednak u wokalisty poczucie niespełnienia. Najbardziej frustrowało go, iż najmniej jest znany na swoim rodzimym podwórku. Lata 80 będą próbą odwrócenia takiego porządku rzeczy. Przypisy: [1] Ryszard Wolański, Leksykon Polskiej Muzyki Rozrywkowej, t. 2, Warszawa 2003, s. 234. [2] Cytat za: Małgorzata Bogdanowicz, Tomasz Bogdanowicz, Andrzej Zaucha – krótki, szczęśliwy żywot..., Kraków 1993, s. 11. [3] Wacław Panek, Encyklopedia muzyki rozrywkowej, Warszawa 2000, s. 384. [4] Cytat za: Bogdanowicz, op. cit., s. 8. [5] Ibidem, s. 9. [6] Wywiad z Januszem Grzywaczem z dnia 15 września 2009 roku, Kraków. [7] time – słowo w żargonie muzyków jazzowych oznaczające poczucie rytmu. [8] Wywiad z Januszem Grzywaczem z dnia 9 sierpnia 2009 roku. [9] Cytat za: Bogdanowicz, op. cit, s. 8. [10] Ibidem, s. 41. [11] z dnia 30 sierpnia 2009 roku. [12] Ibidem. [13] Wolański definiuje big-beat jako nurt muzyki rozrywkowej lat 60. XX w. (…) charakteryzujący się uksponowanym rytmem, prostotą melodyczną i harmoniczną. Słownik terminów muzyki rozrywkowej, Warszawa 2000, s. 47. [14] Wywiad z Marianem Pawlikiem z dnia 3 marca 2009 roku, Kraków. [15] Ciekawą anegdotę dotyczącą tego wydarzenia wspomina Krzysztof Piasecki. Tłuczkiewicza znałem od dawna. Wiedziałem, iż zajmuje się menadżerką zespołu Romuald i Roman. Wiedziałem też, że startowali w Jazzie nad Odrą. Dzień po finale dzwonię więc do Tomka i się pytam „No i jak wam poszło?” a on mi na to „Bomba! Wiesz, że pierwsze miejsce zajęliśmy?”. Bardzo się ucieszyłem, pogratulowałem mu zwycięstwa i jakie było moje zdziwienie jak godzinę później przeczytałem w gazecie, że pierwsze miejsce zajęły Dżamble. Znowu więc zadzwoniłem do Tłuczkiewicza: „Stary co ty opowiadasz? – mówię do niego – jak wygraliście? Przecież pierwszą nagrodę zgarnęli Dżamble?” a on mi na to „Dżamble się nie liczą. Byli absolutnie bezkonkurencyjni – na podstawie wywiadu z Krzysztofem Piaseckim z dnia 4 marca 2009 roku, Kraków. [16] Wywiad z Tomaszem Tłuczkiewiczem z dnia 28 lutego 2009 roku, Warszawa. [17] z dnia 30 sierpnia 2009 roku. [18] Wywiad z Marianem Pawlikiem z dnia 3 marca 2009 roku. [19] z dnia 12 września 2009 roku. [20] Wywiad z Piotrem Baronem z dnia 28 lutego 2009 roku. [21] Wywiad z Janem Kantym Pawluśkiewiczem z dnia 8 sierpnia 2009 roku. [22] Cytat za: Bogdanowicz, op. cit., s. 44. [23] Wywiad z Jarosławem Śmietaną z dnia 14 lipca 2009 roku. [24] Wywiad z Janem Kantym Pawluśkiewiczem z dnia 8 sierpnia 2009 roku. [25] Ibidem. [26] Wywiad z Piotrem Baronem z dnia 28 lutego 2009 roku. [27] Anegdota przytaczana zgodnie i przez Jarosława Dobrzyńskiego, Jarosława Śmietanę, Ryszarda Kopciucha, Janusza Grzywacza. [28] Informacje dostępne na stronie: z dnia 20 września 2009 roku. [29] z dnia 30 grudnia 2014 roku. [30] Cytat za: Bogdanowicz, op. cit., s. 47. [31] Cytat za: Antoni Krupa, Miasto błękitnych nut, czyli historia krakowskiego jazzu i nie tylko, Kraków 2008, s. 190. [32] Bogdanowicz, op. cit., s. 47. [33] Krupa, op. cit., s. 191. [34] Cytat za: Bogdanowicz, op. cit., s. 47. [35] Cytat za: Krupa, op. cit., s. 190. Bibliografia: Bogdanowicz, Małgorzata, Bogdanowicz Tomasz, Andrzej Zaucha – krótki, szczęśliwy żywot, Kraków 1993. Gridley Mark. C., Jazz Styles, History and Analyzes, New Jersey 1997. Krupa Antoni, Miasto błękitnych nut, czyli historia krakowskiego jazzu i nie tylko..., Kraków 2008. Panek Wacław, Encyklopedia muzyki popularnej, Warszawa 2000. Schmidt Andrzej, Historia Jazzu, t. 3, Zgiełk i furia, Warszawa 1997. Rabiański Radosław, Krakowska scena muzyczna. Encyklopedia, Kraków 2006. Wolański Adam, Słownik terminów muzyki rozrywkowej, Warszawa 2000. Wolański Ryszard, Leksykon Polskiej Muzyki Rozrywkowej, t. 3, Warszawa 2003. Strony internetowe: [dostęp: [dostęp: [dostęp: [dostęp: [dostęp: [dostęp: [dostęp: Wywiady: Piotr Baron – Wrocław, 28 lutego 2009 r. Alicja Majewska – Warszawa, 1 marca 2009 r. Włodzimierz Korcz – Warszawa, 1 marca 2009 r. Bożena Krzyżanowska – Kraków, 2 marca 2009 r. Tomasz Tłuczkiewicz – Warszawa, 1 marca 2009 r. Jarosław Dobrzyński – Warszawa, 2 marca 2009 r. Jacek Pelc – Warszawa, 2 marca 2009 r. Ewa Bem – Warszawa, 2 marca 2009 r. Krzysztof Piasecki – Kraków, 3 marca 2009 r. Marian Pawlik – Kraków, 3 marca 2009 r. Andrzej Sikorowski – Gdańsk, 8 marca 2009 r. Jarosław Bem – Warszawa, 15 marca 2009 r. Jarosław Śmietana – Sulęczyno, 14 lipca 2009 r. Jan Kanty Pawluśkiewicz – Warszawa, 8 sierpnia 2009 r. Janusz Grzywacz – Kraków, 8 sierpnia 2009 r. oraz 15 września 2009 r. Zbigniew Wodecki – Sopot, 20 sierpnia 2009 r. Ryszard Kopciuch – Kraków, 29 września 2009 r. Opublikowano: 2015-01-13 Focus – holenderska progresywna grupa rockowa istniejąca w latach 1968–1978 [2]. Reaktywowana w 2002 roku. Formacja nagrywała głównie muzykę instrumentalną, charakteryzującą się bogatym brzmieniem opartym na dźwiękach instrumentów klawiszowych, pasażach fletu, gitarowych riffach i skomplikowanych rytmach. Related Tags Do you know any background info about this artist? Start the wiki Related Tags Related Tags Do you know any background info about this artist? Start the wiki Related Tags Polish 70's progressive rock band. Line-up: Aleksander Mrożek (git, voc), Kamiemierz Cwynar (bass, voc), Roman Runowicz (git, voc) and… read more Polish 70's progressive rock band. Line-up: Aleksander Mrożek (git, voc), Kamiemierz Cwynar (bass, voc), Roman Runowicz (git, voc) and Ryszard Sroka (dr). View wiki Polish 70's progressive rock band. Line-up: Aleksander Mrożek (git, voc), Kamiemierz Cwynar (bass, voc), Roman Runowicz (git, voc) and Ryszard Sroka (dr). View wiki Related Tags Polska grupa jazz-rockowa założona w Krakowie w 1966 roku. Pierwszy skład zespołu tworzyli: Tadeusz Gogosz (gitara basowa), Wiesław Wilczki… read more Polska grupa jazz-rockowa założona w Krakowie w 1966 roku. Pierwszy skład zespołu tworzyli: Tadeusz Gogosz (gitara basowa), Wiesław Wilczkiewicz (gitara), Jan Budziaszek (perkusja), Edward Anioł (saksofon tenorowy), Czesław Styczeń (puzo… read more Polska grupa jazz-rockowa założona w Krakowie w 1966 roku. Pierwszy skład zespołu tworzyli: Tadeusz Gogosz (gitara basowa), Wiesław Wilczkiewicz (gitara), Jan Budziaszek (perkusja), Edward Anioł (saksofon tenorowy), Czesław Styczeń (puzon) i Jan Kaleta (śpiew). W lutym 1967 roku grupa rozpadła si… read more Features API Calls
Hasło do krzyżówki "Amerykańska grupa folk rockowa" Czwartek, 29 Sierpnia 2019. BREAD. Wyszukaj krzyżówkę
polska grupa rockowa - dawne Framauro. ★★★★★. dzejdi. ? grupa nacisku. Lista rozwiązań dla określenia polska grupa rockowa z krzyżówki. Published: August 28, 2016. Andrzej Zaucha was a Polish singer and musician who died in 1991 at the age of 42. Born in Krakow, Zaucha was not trained as a musician. He competed successfully in canoeing nationwide as a teenager, winning some medals at the Polish Championships in the 1960s. He soon switched his attention to music, joining the
Andrzej Zaucha zginął 10 października 1991 roku. Dzisiaj obchodzona jest 30. rocznica jego tragicznej śmierci. Został postrzelony przez francuskiego reżysera Yves’a Goulais'a, który podejrzewał go o romans ze swoją żoną Zuzanną Leśniak. W tym dniu Andrzej Zaucha występował w spektaklu "Pan Twardowski", wystawianego w Krakowskim
.
  • 86y78tvbr7.pages.dev/198
  • 86y78tvbr7.pages.dev/173
  • 86y78tvbr7.pages.dev/904
  • 86y78tvbr7.pages.dev/809
  • 86y78tvbr7.pages.dev/658
  • 86y78tvbr7.pages.dev/402
  • 86y78tvbr7.pages.dev/628
  • 86y78tvbr7.pages.dev/489
  • 86y78tvbr7.pages.dev/880
  • 86y78tvbr7.pages.dev/120
  • 86y78tvbr7.pages.dev/797
  • 86y78tvbr7.pages.dev/656
  • 86y78tvbr7.pages.dev/345
  • 86y78tvbr7.pages.dev/37
  • 86y78tvbr7.pages.dev/707
  • grupa jazz rockowa z zaucha